Znamy
całą awanturę z Avandią (rozyglitazon), kiedyś sztandarowym przedstawicielem
nowej wówczas (przed 20 laty) grupy leków przeciwcukrzycowych,
tiazolidinedionów, które miały być „przełomem w przełamywaniu” insulinoporności
i jak się wkrótce okazało przysparzał chorym otyłości. Lek był niesłychanie
mocno reklamowany, a kongresowi lobbyści prześcigali się w wyjmowaniu kolejnego
króliczka z cylindra o rzekomym addycyjnym plejotropowym działaniu tego leku.
Lek okazał się na tyle niebezpieczny, że został wycofany z lecznictwa w całym
cywilizowanym świecie przez uprawnione agendy rządowe. Ten absmak jakoś zaczyna
niektórym diabetologicznym oszołomom odbijać się czkawką, że to nie do końca
było tak, różne koterie wydają oświadczenia mocno złagodzone - oto lek ma być
mniej kardiotoksyczny (2013r.), miesiąc później ponownie zmieniają zdanie itd.
Na szczęście nie ma to przełożenia na decyzje agend rządowych odpowiedzialnych
za bezpieczeństwo dla pacjenta. Próbie czasu oparł się jedynie pioglitazon, ale
w USA w skojarzonej konfekcji ma niskie notowania. Pomimo, że w Unii pioglitazon
jest zarejestrowany od 2000 roku pod dwoma postaciami ( Actos i Glustin -
Takeda), nikt go w Polsce nie stosuje. Kilkakrotnie wypisywałem Actos i
odmówiono sprowadzenia pojedynczych opakowań. Ponoć proceder nieopłacalny, a
brak refundacji skutecznie odstrasza chętnych i lekarzy. W wytycznych i standardach
kilku krajów grupa farmakokliniczna TZD (tiazolidinedionów) oficjalnie jest
uwzględniania w leczeniu skojarzonym, jako leki drugiego i trzeciego rzutu. Jednak
w
zaleceniach
klinicznych dotyczących postępowania u chorych na cukrzycę w 2013 roku grupa
TZD nie występuje. Podobna sytuacja jest
z gluretykami (nową, niedawno dopuszczoną do leczenia przeciwcukrzycowego grupę
leków). Dapagliflozyna (Forxiga) jest
osiągalna, ale ciągłości leczenia dla spostrzegania skutków kuracji nie można
choremu zapewnić pomimo, że za jedno opakowanie musi zapłacić 225zł. Podobna
hipokryzja cechuje opiniotwórczych diabetologów, gdy idzie o pochodne meglitinidu.
Po ostatnim ADA-2013r. polecają, a jakże dla ludzi starszych, bo działają okołoposiłkowo,
tylko że po kilku nieudanych próbach introdukcji w Polsce z Repaglinidem, nikt
już o tej grupie nie pamięta. Dzisiaj ze względu na niewydolność nerek w
skojarzeniu z insuliną zapisałem lanagliptynę. Pacjent obdzwonił za Trajentą
apteki i hurtownie - sine efectum. Inny dobrze sytuowany pacjent już 2-gi
tydzień czeka na Victozę (kolejne 2 strzykawki z liraglutydem), no i czeka.
Panienka na telefon doniesie, ale to nie leczenie, jakiś konspiracyjny obieg
leków, w razie czego trudno się wybronić. Polecanie czegoś, co w normalnym
cywilizowanym świecie jest dostępne po osobistym zbadaniu podopiecznego, w
postkomunie nie obowiązuje. Prominentni diabetolodzy, którzy uzurpują sobie
prawo wydawania opinii o przydatności leków na podstawie tego, co przywieźli z
kongresów robią do nas oko i tak to się kręci. Żyjemy w jakimś podwójnym
świecie obłudy i hipokryzji za duże pieniądze. Robimy zgiełk i harmider wokół
nowości, które może kiedyś wejdą na listę refundacyjną, ale na razie umawiamy
się, że idzie nowe i mamy kolejny przełom odtrąbiony przez profesorów Sieradzkiego
i Czupryniaka. Ta zabawa trwa już dziesiątki lat. Umówmy się w końcu, co jest
medycyną wirtualną, na niby, a co szarą rzeczywistością polskiego pacjenta.
Z procedurami pozafarmakologicznymi
też jest źle mimo szumu wokół edukacji, bowiem NFZ nie kontraktuje usług medycznych
dietetyka czy edukatora. Jeżeli mamy tworzyć profesjonalne zespoły, gdzie
obowiązuje społeczny podział pracy, to lider musi wymagać i mieć wizję. Od
wolontariatu niestety oczekiwać tego nie można, a to, co jest nieporadnie i często
niezgodnie z aktualną wiedzą medyczną ćwiczone, pozostaje dobrą wolą
niedouczonych i niekompetentnych społeczników. Na profil i skuteczność ich
działania nie mam żadnego wpływu, bo to jest tylko bezinteresowna chęć pomocy
innym, a w tej sytuacji trudno i niezręcznie jest postponować ich intencje.
Obrażą się i pójdą szkodzić do innych. O PSD nie chcę nawet wspominać, bo
kiedyś dla tej pozarządowej organizacji samych cukrzyków, miałem swoje zasługi.
Dzisiaj dokładnie rozminęła się ze swoim statutem i stanowi mocna grupę interesu
prezesa i jego rękodajnych. Przeglądając zalecenia PTD 2013r. wciąż zadaję
sobie to samo pytanie: czy to jest optymalny consensus wynikający z polskiej
biedy, czy bezwzględny lobbing grup interesów, co z dobrem chorego niewiele ma
wspólnego.