Ojciec Marian Żelazek – lekarz i opiekun trędowatych
Trąd to jedna z chorób najdłużej towarzyszących człowiekowi. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą sprzed około czterech tysięcy lat. Dopiero jednak pod koniec XIX wieku odkryto, że wywoływana jest ona przez bakterię. Skuteczne lekarstwo na trąd wynaleziono zaledwie 70 lat temu. W Bergen, skąd zaczynałem regaty tall ship races 2008 zwiedziłem muzeum Lapramuseet, położone w zabytkowym szpitalu Św. Jerzego, w którym w 1873 roku Armauer Hansen wyizolował prątek trądu. Kilkugodzinny pobyt w tym miejscu pozostawił w mojej psychice niezatarty ślad. Dzisiaj tamte wspomnienia nagle odżyły, kiedy dowiedziałem się nad ranem, że kapitan Peszke na 256 mil przed Hornem musiał się poddać i zawrócił na Kanary. Obecnie wyleczenie trędowatego jest proste i tanie (kosztuje około 30 złotych), ale w biednych regionach świata choroba ta jest nadal bardzo groźna i powszechna. W Afryce i Azji na trąd cierpi kilkanaście milionów ludzi. Choroba jest wysoce zakaźna i ma niezwykle przykry przebieg. W swojej najostrzejszej odmianie kończy się gniciem tkanki i odpadaniem fragmentów ciała. Z tego powodu trędowaci byli i nadal są wykluczani ze społeczności. Ślady tego można znaleźć nawet w Biblii. W średniowieczu trąd był uznawany za karę za grzechy, a chorzy byli pozbawiani większości praw i przymusowo zamykani w tak zwanych leprozoriach. W XIII-wiecznej Francji było takich ośrodków około dwóch tysięcy. W Indiach, gdzie mieszka 70 procent wszystkich trędowatych świata, ich sytuacja przypomina tę z czasów europejskiego średniowiecza. Większość z nich nadal żyje w całkowitej izolacji. Miesiąc temu hinduscy nacjonaliści zakazali siostrom salezjankom prowadzenia jednego z leprozoriów w stanie Gudżarat. Tymi wykluczonymi ze społeczeństwa całe swoje życie zajmował się o. Żelazek.
95 lat temu, 30 stycznia 1918 roku, urodził się o. Marian Żelazek – człowiek, który pokazał trędowatym i światu czym jest miłość bliźniego. Przyszedł na świat w małej wsi pod Poznaniem, w rodzinie, w której było szesnaścioro dzieci. Już jako zakonnik przeszedł gehennę w niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau, gdzie spędził pięć lat. Zaraz po wojnie wsiadł na statek i popłynął do Indii pomagać tym, którzy najbardziej tego potrzebowali. Przez trzydzieści lat żył wśród ludzi, których Hindusi uważają za wyklętych: wśród trędowatych. Budował im szkoły i kościoły. W 2002 roku był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziełem życia ojca Mariana Żelazko była „Indyjska Częstochowa” w Puri. Pojawienie się tam katolickiego misjonarza było tym, czym przyjazd hinduisty z misją do Częstochowy – wspominał ojciec w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. W takim miejscu łatwo było stać się kijem w mrowisku. O klasycznym nawracaniu przez głoszenie Słowa Bożego nie mogło być mowy. Pozostawało tylko dzieło miłosierdzia. W ich języku nie ma nawet takiego słowa, nie ma go w świątyni, nie ma w sercach ludzi – te słowa księdza trafnie oddają delikatność zadania, które miał przed sobą. Misja ta była wyjątkowo trudna, zakonnik postanowił bowiem pomagać trędowatym, którzy znajdowali się w opłakanej sytuacji. Nie mieli szkoły, a wioska składała się głównie z lepianek. Stopniowo wszystko zaczęło się zmieniać. Dziś w Puri jest kościół pod wezwaniem NMP Wniebowziętej, który przez wielu uważany jest za najpiękniejszą świątynię katolicką w Indiach. Sama wioska w niczym nie przypomina ruiny, którą była jeszcze trzydzieści lat temu. W osadzie, którą ojciec Żelazek zaopiekował się wraz siostrami szarytkami, mieszka dziś około 600 rodzin, działa przychodnia lekarska i niewielki szpital. Trędowaci, do niedawna całkowicie odizolowani od społeczeństwa, mają też gdzie pracować, bo zakonnik postarał się, by mieli własną przędzalnię, pracownię krawiecką, ogród, staw rybny i kurzą fermę. Jednym z największych osiągnięć ojca Żelazka jest szkoła w Puri, jedna z najlepszych w okręgu. Chodzi do niej ponad 400 uczniów, w tym również zdrowe dzieci z wioski dla trędowatych. Jego mottem życiowym było powiedzenie: „Bycie dobrym, to nie trud. To łaska”. Mimo że zbliżał się do dziewięćdziesiątki, nie chciał nawet słyszeć o odpoczynku. Czerpał z tej łaski pełnymi garściami.
95 lat temu, 30 stycznia 1918 roku, urodził się o. Marian Żelazek – człowiek, który pokazał trędowatym i światu czym jest miłość bliźniego. Przyszedł na świat w małej wsi pod Poznaniem, w rodzinie, w której było szesnaścioro dzieci. Już jako zakonnik przeszedł gehennę w niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau, gdzie spędził pięć lat. Zaraz po wojnie wsiadł na statek i popłynął do Indii pomagać tym, którzy najbardziej tego potrzebowali. Przez trzydzieści lat żył wśród ludzi, których Hindusi uważają za wyklętych: wśród trędowatych. Budował im szkoły i kościoły. W 2002 roku był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziełem życia ojca Mariana Żelazko była „Indyjska Częstochowa” w Puri. Pojawienie się tam katolickiego misjonarza było tym, czym przyjazd hinduisty z misją do Częstochowy – wspominał ojciec w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. W takim miejscu łatwo było stać się kijem w mrowisku. O klasycznym nawracaniu przez głoszenie Słowa Bożego nie mogło być mowy. Pozostawało tylko dzieło miłosierdzia. W ich języku nie ma nawet takiego słowa, nie ma go w świątyni, nie ma w sercach ludzi – te słowa księdza trafnie oddają delikatność zadania, które miał przed sobą. Misja ta była wyjątkowo trudna, zakonnik postanowił bowiem pomagać trędowatym, którzy znajdowali się w opłakanej sytuacji. Nie mieli szkoły, a wioska składała się głównie z lepianek. Stopniowo wszystko zaczęło się zmieniać. Dziś w Puri jest kościół pod wezwaniem NMP Wniebowziętej, który przez wielu uważany jest za najpiękniejszą świątynię katolicką w Indiach. Sama wioska w niczym nie przypomina ruiny, którą była jeszcze trzydzieści lat temu. W osadzie, którą ojciec Żelazek zaopiekował się wraz siostrami szarytkami, mieszka dziś około 600 rodzin, działa przychodnia lekarska i niewielki szpital. Trędowaci, do niedawna całkowicie odizolowani od społeczeństwa, mają też gdzie pracować, bo zakonnik postarał się, by mieli własną przędzalnię, pracownię krawiecką, ogród, staw rybny i kurzą fermę. Jednym z największych osiągnięć ojca Żelazka jest szkoła w Puri, jedna z najlepszych w okręgu. Chodzi do niej ponad 400 uczniów, w tym również zdrowe dzieci z wioski dla trędowatych. Jego mottem życiowym było powiedzenie: „Bycie dobrym, to nie trud. To łaska”. Mimo że zbliżał się do dziewięćdziesiątki, nie chciał nawet słyszeć o odpoczynku. Czerpał z tej łaski pełnymi garściami.