W świecie wzrasta agresywna chrystianofobia
W 2019 roku w samej w Europie było 3 tys. aktów wandalizmu skierowanych przeciwko różnym obiektom chrześcijańskim: kościołom, szkołom, cmentarzom, pomnikom. Eskalacja ataków miała miejsce we w Francji, Niemczech, Belgii i Irlandii. W Azji, a w szczególności Afryce codziennie giną chrześcijanie. Kim są ludzie otwarcie atakujący chrześcijan: zwolennicy świeckości państwa, anarchiści, ekstremiści wywodzący się ze skrajnej prawicy, radykalne feministki, antychrześcijańskie ugrupowania dżihadu, bandyci i złodzieje. Jakie są motywy: antyreligijne wskazujące na pogardę dla wierzących, niechęć czy nawet nienawiść do chrześcijan, zwyczajny wandalizm, motywy rabunkowe (złodzieje kradną dzwony, metalowe przedmioty kultu oraz elementy instalacji elektrycznej), przesłanki polityczne sterowane przez grupy nacisku i rządy, motywy ekonomiczne ( jak ich wypędzimy to będzie nam się lepiej wiodło). To jedna strona medalu. Zastanawiam się, na ile same lokalne kościoły instytucjonalne na skutek destrukcyjnych i odśrodkowych działań jakie istnieją w samym chrześcijaństwie, a w szczególności w moim KK przyczyniają się do zwiększenia tych napięć i polaryzacji stanowisk i stawiające szeregowych wyznawców w kłopotliwej i nieraz trudnej do zaakceptowania roli niesprawiedliwie i krzywdząco poniewieranego i wyszydzanego człowieka, niejednokrotnie z epitetem fanatyka
Nonsensy w refundacji leków w diabetologii – nie bójmy się tego słowa
W odniesieniu do nowoczesnych leków przeciwcukrzycowych tzw. flozyn czy inkretyn GLP-1 od stycznia 2020 r. NFZ ustalił bardzo duże ograniczenia refundacyjne w taki sposób, że pomija największą grupę chorych, która mogłaby mieć największą korzyść z zapisywania tych leków. Powszechna opinia lekarzy specjalistów i chorych jest taka, że chory musi być znacznie ciężej chory, aby doczekać refundacji jaka powinna być przyznana choremu kilka lat wcześniej, aby miało to sens kliniczny i największą korzyść zdrowotną dla chorego. Pacjent aby uzyskać refundację ma już powikłania makro czy mikronaczyniowe, a jednocześnie nie może być leczony insuliną, a stopień niewyrównania w chorobie tak wysoki i czas leczenia innymi starszymi lekami doustnymi tak długi, że korzyść odległa dla chorego jest wątpliwa, jeżeli nie niemożliwa. Dla przykładu reglament dla inkretyn wstrzykiwanych podskórnie jest tak ustawiony, że chory musi mieć twarde wskaźniki co do stopnia niewyrównania w chorobie jak i otyłości (BMI>35kg/m2) i ma być przez 6 miesięcy leczony nieskutecznie starszymi lekami doustnymi bez insuliny, a jednocześnie alternatywnie ma udokumentowaną chorobę wieńcową albo komplikacje mikronaczyniowe i zmiany w sercu spowodowane złym leczeniem przeciwnadciśnieniowym i niewydolnością serca, albo bardzo wysokie ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, czyli: kuriozalny palacz tytoniu, wiekowy – tu arbitralnie przyjęto granice już zaawansowanego wieku dla kobiet i mężczyzn, choroba nadciśnieniowa, dyslipidemia i ta wspomniana otyłość olbrzymia. Zatem co?, powstaje na naszych oczach getto ludzi, których stać na nowoczesne leczenie i większość tych, którzy nie są w stanie płacić za nowoczesne leki 100% odpłatności. Tak postawione intencje NFZ co do refundacji są chybione, spóźnione i niecelowe chyba, że istnieje jeszcze jakaś inna nieznana medycyna, o której nic nie wiem.
Refundacja nowoczesnych leków do leczenia cukrzycy
Od wielu lat, jako specjalista kontraktowy NFZ udzielający porad i ordynacji leków w pionie ambulatoryjnego lecznictwa specjalistycznego ustalałem płatność pacjenta według obowiązujących zasad i prawa medycznego. Dla przykładu weźmy długodziałające analogi insuliny: Toujeo, Abasaglar czy Lantus. Kolejno każdy z tych leków może być wypisany z odpłatnością 100%, 30% i bezpłatnie dla seniorów w ramach 75+. Nietrudno spostrzec, że różnice w płatności dla pacjenta w tej sytuacji są ogromne ( Toujeo 100% - 530zł, 30% -159zł, albo 0zł; Abasaglar 100% - 357zł, 30% - 107zł lub 0 zł i Lantus 100% - 198zł, 30% - 72zł lub 0 zł dla pacjentów 75+). Oznacza to, że specjalista ponosi pełna odpowiedzialność prawną pod rygorem zwrotu do NFZ niesłusznie naliczonej refundacji z obowiązkiem zwrotu ze swojej kieszeni w okolicznościach gdy kontrolerzy NFZ udowodnią, że zaistniał taki precedens – niesłusznie przyznanej choremu refundacji wbrew tzw. wskazaniom refundacyjnym. Nie muszę Państwu tłumaczyć jakie okoliczności i wyniki badań dodatkowych muszą zaistnieć w historii choroby pacjenta (a to są twarde dane), aby się nie narazić, jak widać z powyższego na wysokie zwroty z tytułu administracyjnego błędu medycznego i błędnego zakwalifikowania odpłatności pacjenta. Czynimy to na co dzień i nigdy nie mieliśmy kwestionowanej refundacji, a przecież przyjmujemy bardzo dużą ilość chorych. Przy czym jedyną osobą wystawiającą receptę choremu pacjentowi 75+ (to sytuacja nie do zaakceptowania) z moją refundacją jest lekarz rodzinny pacjenta, przeto wydajemy odnośny standardowy druczek dla koleżeństwa w POZ z tymi uprawnieniami refundacyjnymi jakie ustaliłem. Jego obowiązkiem jest w tych okolicznościach wystawić choremu receptę uwzględniającą refundację, za którą nie ponosi żadnej odpowiedzialności materialnej, wszystko to z całym dobrodziejstwem inwentarza spływa na mnie, niestety. Chory wychodzi z gabinetu specjalisty i idzie do następnej kolejki w POZ. Czary goryczy w ostatnich dniach przelała odmowa jednej z koleżanek POZ, która przecież nie musiała zastanawiać się nad już i tak nazbyt skomplikowanymi wskazaniami refundacyjnymi jakie ja muszę mieć w głowie, wykonuje jakieś badanie dodatkowe (zatem pacjent przez następny tydzień jest bez właściwego leczenia), na podstawie którego odmawia wydania pacjentowi recepty z przyznaną przeze mnie refundacją, świadoma ryzyka zaniechania. Domyślam się, że w Jej głowie zaistniało hiperlegalistyczne myślenie, tak na wszelki wypadek uruchomiony „dupochron” że ten kto zapisuje lek na refundację, w przypadku pomyłki musi płacić za chorego, jak by nie wiedziała, że specjalista wydając wskazania refundacyjne bierze na siebie pełną odpowiedzialność prawną i pieniężną. To był pierwszy taki przypadek od 30 lat naszej praktyki, zła wola, strach, brak wiedzy, a może to skutek sytuacji, że już osiągamy dno i nie ma się gdzie cofnąć.
Jak z tą refundacją leków?
Cena za oszczędzanie na zdrowiu jest wysoka. Dofinansowanie refundacji leków ze środków publicznych jest dalece niewystarczające i niepokojące. Mamy ostatnie miejsce w UE - nieco ponad 550 zł na jednego mieszkańca, podczas gdy średnia dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej to 1050 zł. Inwestycja w refundację leków dla naszych podopiecznych jest trzykrotnie bardziej opłacalna niż inwestycja w inne obszary systemu ochrony zdrowia. Tylko 0,3% leków refundowanych w Polsce to leki nowoczesne, umożliwiające leczenie zgodne z aktualną wiedzą medyczną, podczas gdy w większości krajów krajach europejskich wydatki refundacyjne na leki są 5-10 krotnie wyższe. Środki przeznaczane na finansowanie programów lekowych stanowią znikomą część (w ramach tych programów państwo finansuje leczenie najcięższych chorób, w tym między innymi nowotworów, chorób rzadkich czy chorób autoimmunologicznych). Polscy pacjenci mają bardzo ograniczony dostęp do innowacyjnych terapii, także w mojej specjalności. Pojawiły się pierwsze bardzo nieśmiałe próby refundacji najnowszych 2 grup leków: flozyn i GLP-1. Paradoks polega na tym, że nie można tych drogich leków z odpłatnością 30% przepisać w okresie, w którym przyniosłyby per saldo najlepsze korzyści zdrowotne dla chorego. Zwiększenie budżetu na refundację leków oraz stała szkoła prewencji pierwotnej i wtórnej w cywilizacyjnych chorobach metabolicznych w tym nauczanie podopiecznych w zakresie prozdrowotnego stylu życia obejmującego odżywianie i codzienny leczniczy trening mięśniowy, a także samo leczenie oparte na samokontroli, w krótkim czasie przyniosłoby bardzo wymierne korzyści zdrowotne, w tym oszczędności finansowe, znacznie przekraczające sumy wydatkowane na dofinansowanie pacjentom płatności za skuteczne terapie lekowe.
Co z tym cholesterolem – w świetle najnowszych badań
Kilka milionów Polaków zażywa leki przeciw cholesterolowi, pomimo że tylko w umiarkowany sposób zmniejszają one ryzyko śmierci z powodu zaburzeń kardiologicznych. Nie oznacza to wszakże, że mamy ich nie stosować, ale umiar i ograniczenia czasowe w ich stosowaniu są konieczne. Nie możemy uprawiać swoistego redukcjonizmu i zwiększać dawek statyn do niebezpiecznej granicy toksyczności, gdy najważniejsze leczenie pozafarmakologiczne leży odłogiem, bo nie mamy na to czasu.