Jeszcze raz o zdrowiu publicznym – nie wolno milczeć w tej sprawie
Zdrowie publiczne wymaga stałej debaty i optymalnych rozwiązań, aby nie powielać błędów starej Unii. Wydaje się, że w nowej ustawie o zdrowiu publicznym istota problemu została wszechstronnie i obiektywnie opisana. Wszakże, aby dała praktyczne rezultaty wymaga ustawicznej dyskusji i poprawiania tam, gdzie będą pojawiały się niedociągnięcia i uproszczenia. Wszak wszystko zależy nie od urzędników, ale od rzetelnej pracy wszystkich pionów ochrony zdrowia, a to są dodatkowe obowiązki dla i tak już przeciążonych grup pracowniczych, którzy przyparci do ściany odmawiają za tak liche wynagrodzenie dalszej pracy statutowej w swojej specjalności, a cóż tu mówić o szeroko ujętej realizacji programów prewencji pierwotnej i wtórnej w swoich specjalnościach.
To są te czynniki, które oddziaływają na nas i doprowadzają do wielu chorób cywilizacyjnych: cukrzycy, nadciśnienia, udarów, zawałów serca, chorób nowotworowych, zniedołężnienia na tle zespołów otępiennych. Tu i teraz w czasie rzeczywistym to się wszystko wykluwa i przez lata nic się nie dzieje, aż dochodzi do zagrożenia utratą życia lub kalectwem. Chciałoby się powiedzieć mądry Polak przed szkodą, a to, że długotrwałe, ale postępujące procesy chorobowe nie dają objawów przez dziesiątki lat, nie oznacza, że tych problemów nie ma. Wielu ludzi z kręgu medycyny, których wspomniałem, od zawsze zwracało uwagę na praprzyczynę, tj. zły, antyzdrowotny styl życia wszystkich grup społecznych. Choroby przewlekłe i nieuleczalne zmieniają swój profil, pojawiają się nowe i nie można tego przykryć wydłużeniem czasu przeżycia w Polsce. Liczy się jakość życia, a nadal wielu ludzi przewlekle chorych jest osamotnionych, nie tylko w Unii, ale i w katolickiej Polsce, spostrzegamy to na co dzień. Chorzy nie wracają do pełnej sprawności, a wraz z wiekiem kalendarzowym jest z nimi coraz gorzej. Chorzy, na tzw. świadczeniu rehabilitacyjnym nie osiągają takiej poprawy, aby ponownie funkcjonować w społeczeństwie jako pracownicy. Rekonwalescencja, rehabilitacja, leki w coraz to większej ilości zapisywane bezkrytycznie i bez opamiętania, bo tego oczekuje lud, to wszystko będzie kosztować coraz więcej i więcej. Potrzeby narastają lawinowo. Kierując się wskaźnikiem koszt – skuteczność opłaca się społeczeństwu zapobiegać niż leczyć skutki chorób cywilizacyjnych, w szczególności miażdżycy i cukrzycy. Mimo, że podobne akty prawne o zdrowiu publicznym obowiązują w bogatej Europie od dziesiątków lat, nie przekłada się to na istotne poprawienie zdrowia populacji, a ciągle pojawiają się nowe problemy zdrowotne. Przynajmniej kilku, szybko narastających problemów moglibyśmy uniknąć (otyłości pokarmowej i choroby cukrzycowej typu 2), słuchając tych, którzy całe swoje profesjonalne życie poświęcili także problemom prewencji na różnych poziomach ochrony zdrowia.