Jak oszukać nasze upodobania podniebienne do słodkich potraw

Menu kobiety w czasie ciąży decyduje o skłonności do tycia dziecka w dorosłości. Gdy dziecko po raz pierwszy połknie płyn owodniowy pod koniec trzeciego miesiąca życia płodowego zaczyna poznawać smaki pochodzące z pożywienia matki – w ten sposób docierają do niego doznania, które w przyszłości w dużym stopniu zadecydują o zamiłowaniu do konkretnych składników pokarmowych. Decyduje o tym dieta matki w czasie ciąży. Zatem co i w jakiej ilości przyszła matka spożywa, decyduje o skłonności do „łasuchowania” u dziecka w jego życiu dorosłym.

To jakby z całym dobrodziejstwem inwentarza przechodzi z matki na dziecko. Dodajmy, że te późniejsze preferencje nie zawsze są prozdrowotne, no bo skoro matka tak źle się odżywiała w ciąży?  Nasz mózg i nasza trzustka (ściślej przerośnięty aparat wyspowy wydzielający hormony paliwowe, głównie insulinę ) zapamiętują te pierwsze doznania i dlatego tak trudno jest nam się obronić przed chęcią zjedzenia czegoś słodkiego, szczególnie po emocjach.  Już w okresie płodowym najbardziej lubimy słodki smak i to upodobanie najczęściej pozostaje nam do końca życia.

 

Efekt częstej ekspozycji, polega na tym, że jesteśmy w stanie polubić niesłodki smak danego produktu, jeśli go wielokrotnie spożywamy. Kilkunastokrotny kontakt ze smakiem, który po pierwszym razie wydaje się nie akceptowalny, często umożliwia nie tylko zaaprobowanie np. gorzkiej kawy, ale staje się wręcz pożądany. Zatem nie rezygnujmy tak łatwo na początku zmiany preferencji podniebiennych, tylko dlatego, że początkowo wydają nam się niesmaczne te prozdrowotne niskokaloryczne posiłki .

Zastąpienie cukru nie kalorycznymi słodzikami wcale nie wiąże się bezpośrednio z utratą zbędnych kilogramów. U osób stosujących słodzik kalorie, które nie zostały dostarczone z cukrem, są później uzupełniane przez zwiększoną ilość spożywanego jedzenia. Nasz mózg bezbłędnie odróżnia cukier i jego charakterystyczny smak, z którym wiąże się dostarczenie do organizmu energii od słodziku, czyli „pustej słodyczy”. Przy dostarczeniu organizmowi prawdziwego cukru zostaje pobudzony obszar mózgu odpowiadający za przyjemne doznania. Takiej nagrody nie otrzymujemy po zjedzeniu słodziku, który dla organizmu jest bez znaczenia pod względem energetycznym. Słuszne jest, zatem przekonanie, że walorem słodzików jest jedynie to, że nie powodują wzrostu poziomu cukru we krwi.

Efekt tzw. przesytu sensorycznego - im więcej podczas posiłku dorosły człowiek ma do wyboru potraw, tym większą ilość pożywienia jest w stanie zjeść. Jedząc jedno danie dość szybko osiąga się stan nasycenia i nie ma się ochoty na dokładkę. Jeśli podczas tego samego posiłku do dyspozycji ma się następną potrawę, najczęściej mieści się ona w żołądku mimo nasycenia poprzednią. Nawet gdyby kolejnego dania nie było, posiłek mógłby się zakończyć bez uczucia głodu czy niedosytu.

Jedzmy wolno - sygnał dla mózgu (do ośrodków sytości) o tym, że zjedliśmy dociera z opóźnieniem czasowym stosownym do fazy trawienia i podniesienia we krwi poziomów glukozy czy WKT (wolnych kwasów tłuszczowych). Nigdy nie jest to czas krótszy aniżeli 25 - 30minut. Jedząc wolno i koncentrując się na jedzeniu (pamiętajmy pierwsza faza trawienia ma miejsce w jamie ustnej) nie płacimy „frycowego”. Jedząc szybko i łapczywie wcale szybciej nie zaspokoimy głodu przed upływem tego czasu. Zatem dla oszukania doznań w ośrodkach głodu i sytości w mózgu jedzmy wolno, wręcz celebrujmy jedzenie, a zjemy znacznie mniej, niż podpowiada nam głód.