Refundacja nowoczesnych leków do leczenia cukrzycy
Od wielu lat, jako specjalista kontraktowy NFZ udzielający porad i ordynacji leków w pionie ambulatoryjnego lecznictwa specjalistycznego ustalałem płatność pacjenta według obowiązujących zasad i prawa medycznego. Dla przykładu weźmy długodziałające analogi insuliny: Toujeo, Abasaglar czy Lantus. Kolejno każdy z tych leków może być wypisany z odpłatnością 100%, 30% i bezpłatnie dla seniorów w ramach 75+. Nietrudno spostrzec, że różnice w płatności dla pacjenta w tej sytuacji są ogromne ( Toujeo 100% - 530zł, 30% -159zł, albo 0zł; Abasaglar 100% - 357zł, 30% - 107zł lub 0 zł i Lantus 100% - 198zł, 30% - 72zł lub 0 zł dla pacjentów 75+). Oznacza to, że specjalista ponosi pełna odpowiedzialność prawną pod rygorem zwrotu do NFZ niesłusznie naliczonej refundacji z obowiązkiem zwrotu ze swojej kieszeni w okolicznościach gdy kontrolerzy NFZ udowodnią, że zaistniał taki precedens – niesłusznie przyznanej choremu refundacji wbrew tzw. wskazaniom refundacyjnym. Nie muszę Państwu tłumaczyć jakie okoliczności i wyniki badań dodatkowych muszą zaistnieć w historii choroby pacjenta (a to są twarde dane), aby się nie narazić, jak widać z powyższego na wysokie zwroty z tytułu administracyjnego błędu medycznego i błędnego zakwalifikowania odpłatności pacjenta. Czynimy to na co dzień i nigdy nie mieliśmy kwestionowanej refundacji, a przecież przyjmujemy bardzo dużą ilość chorych. Przy czym jedyną osobą wystawiającą receptę choremu pacjentowi 75+ (to sytuacja nie do zaakceptowania) z moją refundacją jest lekarz rodzinny pacjenta, przeto wydajemy odnośny standardowy druczek dla koleżeństwa w POZ z tymi uprawnieniami refundacyjnymi jakie ustaliłem. Jego obowiązkiem jest w tych okolicznościach wystawić choremu receptę uwzględniającą refundację, za którą nie ponosi żadnej odpowiedzialności materialnej, wszystko to z całym dobrodziejstwem inwentarza spływa na mnie, niestety. Chory wychodzi z gabinetu specjalisty i idzie do następnej kolejki w POZ. Czary goryczy w ostatnich dniach przelała odmowa jednej z koleżanek POZ, która przecież nie musiała zastanawiać się nad już i tak nazbyt skomplikowanymi wskazaniami refundacyjnymi jakie ja muszę mieć w głowie, wykonuje jakieś badanie dodatkowe (zatem pacjent przez następny tydzień jest bez właściwego leczenia), na podstawie którego odmawia wydania pacjentowi recepty z przyznaną przeze mnie refundacją, świadoma ryzyka zaniechania. Domyślam się, że w Jej głowie zaistniało hiperlegalistyczne myślenie, tak na wszelki wypadek uruchomiony „dupochron” że ten kto zapisuje lek na refundację, w przypadku pomyłki musi płacić za chorego, jak by nie wiedziała, że specjalista wydając wskazania refundacyjne bierze na siebie pełną odpowiedzialność prawną i pieniężną. To był pierwszy taki przypadek od 30 lat naszej praktyki, zła wola, strach, brak wiedzy, a może to skutek sytuacji, że już osiągamy dno i nie ma się gdzie cofnąć.