ul. Zgierska 2/8, 91-002 Łódź


dr n. med. Zygmunt Trojanowski

specjalista chorób wewnętrznych i diabetologii


dietetyk - Urszula Sobiecka-Trojanowska
porady dietetyka w zakresie chorób cywilizacyjnych

Zapisy nr tel.: 602-395-601

PRYWATNY GABINET LEKARSKI

ul. Zgierska 2/8, 91-002 Łódź


dr n. med. Zygmunt Trojanowski
specjalista chorób wewnętrznych i diabetologii

dietetyk - Urszula Sobiecka-Trojanowska
porady w zakresie chorób cywilizacyjnych

PRYWATNY GABINET LEKARSKI

A przecież miało być inaczej?

Co piątą złotówkę z naszych ubezpieczeń zdrowotnych NFZ wydał na leki, ale i tak z roku na rok refundacja jest coraz niższa i polski pacjent z własnej kieszeni płaci za medykamenty proporcjonalnie najwięcej w Europie. Jeśli chcemy powstrzymać ten drastyczny wzrost wydatków, trzeba uporządkować rynek farmaceutyczny i wprowadzić przejrzyste kryteria refundacji. Obecna polityka lekowa działa często na rzecz wąskich interesów grupowych i powoduje patologie, za które płacimy i jako podatnicy, i jako pacjenci. Bywa, że człowiek przymuszony chorobą zostawia w aptece połowę albo i więcej renty lub emerytury.
Od początku brakuje współpracy między lekarzami a oddziałami NFZ, choć tę pętlę sprzężenia zwrotnego trzeba jakoś zamknąć, bo w gospodarowaniu pieniędzmi na leki wszystko zaczyna się od recepty - to lekarz decyduje, ile zarobi aptekarz i o ile uszczupli to wspólny budżet. Powinien zaistnieć system szkoleń nakłaniających nas do myślenia o tych wydatkach.
Jeszcze osiem lat temu pacjent płacił z własnej kieszeni średnio 46 proc. ceny leku, a dziś jest to już 60-70 proc. Osiągnęliśmy poziom, który zdaniem ekspertów WHO zagraża bezpieczeństwu zdrowotnemu obywateli. Skoro wartość sprzedaży leków wyniosła w 2007 r. w cenach detalicznych 13 mld zł i ponad połowę tej sumy wydali sami pacjenci - oznacza to, że refundacja jest w Polsce na jednym z najniższych poziomów w Europie. Polskie leki refundowane mają cenę z reguły dużo niższą od specyfików zagranicznych, ale od aptecznych okienek znów odchodzi więcej osób bez wykupionych lekarstw.


Image

We współczesnej medycynie walczy się przy użyciu doniesień naukowych. Różne są pola bitew, różni rycerze i różne rezultaty tych walk. W zależności od rodzaju konfliktu każdy może stanąć naprzeciw każdego. Nasz rynek farmaceutyczny przypomina takie właśnie ogromne pole bitwy, na którym krajowi producenci, zagraniczne koncerny, apteki, hurtownie, lekarze, NFZ, politycy i nawet naukowcy toczą między sobą bezpardonowy bój. Było to widoczne jak na dłoni podczas ostatniego zjazdu diabetologów. Już od rana, nawet przy śniadaniu trwała nieznośna indoktrynacja „ o wyższości świąt jednych nad drugimi”. Manipulowanie faktami, zręczne omijanie raf, żadnych wątpliwości- wybierajcie tylko te, a nie inne leki dla swoich pacjentów. Są przecież najlepsze i niestety najdroższe na świecie. Pacjent zaś, najczęściej nieświadomy tych targów, bezkrytycznie wsłuchuje się w coraz bardziej nachalne reklamy leków.

W chorobie cukrzycowej, tak wielowątkowej, oprócz kilku procedur poza farmakologicznych, konieczne są zazwyczaj 3-4 specyfiki, nie licząc „pasków” do monitorowania skuteczności leczenia. Specjaliści często ordynują leczenie odległych komplikacji źle leczonej cukrzycy nie porozumiewają się ze sobą i nie mają wiedzy, co właściwie pacjent zażywa lub wstrzykuje i ile jest tych leków.

Jest powszechnie przyjęte, że jeden lekarz odpowiada za całość leczenia, on ustala priorytety, negocjuje i koordynuje między poszczególnymi specjalnościami. Tymczasem jest to wszystko puszczone na żywioł, a pacjent tknięty instynktem samozachowawczym, sam wybiera, co jest dla niego konieczne. Zawsze powtarzam moim podopiecznym, że jeden lekarz jest im w stanie zaszkodzić mniej niż kilku. Domagam się pełnej wiedzy o wszystkich sposobach leczenia i zawężam to leczenie do bezpiecznych rozmiarów, akcentując moją odpowiedzialność i konieczność współpracy ze strony chorego. Krzewiona w Polsce pro zdrowotna wiedza jest na niskim poziomie, informacje o toksycznym oddziaływaniu leków o ich niepożądanych działaniach ubocznych nie trafia do pacjenta. Dociekliwy chory umiejący czytać między wierszami i jako tako obeznany z żargonem medycznym dowiaduje się o tym z ulotek dołączonych do opakowań leków, pisanych najczęściej „petitem”.

Jako doradca PSD, za pośrednictwem tej samopomocowej organizacji zwracam się do wszystkich lekarzy w Polsce leczących tzw. chroników (ludzi przewlekle i nieuleczalnie chorych) - interesujmy się i weryfikujmy tę wiedzę na bieżąco, co ile konkretnie kosztuje chorego. Kalkulacja koszt-skuteczność jest naszym obowiązkiem. Nie może być miejsca dla tzw. „ulubionych leków” o cenach zdjętych z sufitu. Każdy z nas planując medykację farmakologiczną ma obowiązek przejrzeć negatywne interakcje wszystkich specyfików branych pod uwagę, jest to na dyskietkach, trzeba tylko „kliknąć” no i mieć trochę więcej czasu do tych niezbędnych manipulacji i dla samego chorego. W dobie szumu informatycznego, szerokiej rzeki nowych medykamentów „ tych z reguły najlepszych na świecie” nikt nie jest omnipotentny, w tej sytuacji lepiej uczyć się na błędach innych, a ta wiedza, chociaż „zaciemniona” jest jednak dostępna, chociażby w internecie. Kalkulacja ryzyka i skuteczności to osobny temat, a przecież równie niezbędny w naszym codziennym postępowaniu.

dr Zygmunt Trojanowski