Zalecenia dietetyczne w zakresie ograniczeń tłuszczu – metaanaliza

Brak dowodów na poparcie rekomendowanych od dawna zaleceń dietetycznych w zakresie ograniczeń tłuszczu – metaanaliza. Sygnowane przez Michael O'Riordan z  12 lutego 2015 z Lanarkshire w Szkocji i Kansas City. Metaanaliza 21 prospektywnych badań kohortowych, które obejmowały ponad 347 tyś. chorych, nie dostarczyła żadnych istotnych dowodów, aby stwierdzić, że restrykcje tłuszczowe, w szczególności obejmujące tłuszcze nasycone były związane z ryzykiem choroby niedokrwiennej serca lub chorób układu krążenia. Nie mówimy o diecie czy dietach leczniczych, bo czegoś takiego nie ma, lecz o leczeniu żywieniowym.

Ludzie powinni jeść prawdziwe jedzenie z ekologicznych farm, nie przetworzone i nie rafinowane. Wówczas do prawdziwego, pełnego, wieloskładnikowego żywienia zaliczyć można także: masło, śmietanę, ser i tłuste mięso. Oleje smażelnicze – frytury palmowe, powszechne w gastronomii nawet w najlepszych restauracjach. Gdyby chcieli używać oliwy albo nawet smalcu czy masła nigdy nie wyszliby na swoje (pozbawieni zysku). Zamówcie proszę coś wytwornego w renomowanej knajpie, po czym zawołajcie szefa kuchni i zapytajcie w jakimś europejskim języku, jaką fryturę smażelniczą użył do przyrządzenia Waszego zamówienia? Zaskoczony zaniemówi, aby po chwili odpowiedzieć z uśmiechem: oczywiście Master Frit AH10EC Martini. Zaawansowana  technologia zastosowana przy produkcji gwarantuje wyjątkowo długą przydatność do smażenia, wysoki punkt dymienia 220º C, minimalne wchłanianie w produkt, naturalny smak i zapach produktu, bez nalotu tłuszczowego, brak niebezpiecznych dla zdrowia tłuszczów uwodornionych „trans”, uniwersalność zastosowania (idealna do smażenia pączków, faworków, frytek, różnego rodzaju mięs, warzyw, ryb, owoców morza, produkt nie posiada smaku, zapachu i dlatego nie zmienia przyrządzanych potraw). Taką mantrę ma dla dociekliwych klientów każdy szef kuchni, ale to pic na wodę, rzeczywistość jest zupełnie inna. Standardowa frytura gastronomiczna dla wszystkich knajp w Polsce, jest hurtowo sprzedawana wszystkim potrzebującym rychłej śmierci dla swoich klientów. Rehabilitacja świńskiego tłuszczu zaczyna się powoli, już znani dietetycy zaczynają głosić jego „profil lipidowy” ponoć zbliżony do hołubionej oliwy, a wysoki punkt dymienia umożliwia krótkie smażenie, czyli daje potrawy per saldo znacznie lżej strawne. Dorastaliśmy kucharsko w epoce cholesterolowej klątwy, więc niby wzdrygamy się przed stopionym sadłem wieprzowym, nie pomni, że już Rzymianie w czasie Saturnaliów smażyli swoje protofaworki zwane frictilia na łoju z wieprza. Teraz każdy hipster dla lansu będzie jadł bistrowe tofu sojowe na uwodornionej palmowej fryturze i to jest cool, czyli generowanie nam pacjentów. Profesorowie trzymają się śródziemnomorskiej oliwy czy rzepaku, bo muszą być wszyscy bez wyjątku w mainstreamowym nurcie inaczej narażają się na ostracyzm środowiska. Rozumiem to i do niczego nie namawiam. Ograniczenie spożycia alkoholi do 2 drinków dziennie (dla kobiet 1 drink dziennie) sugeruje jego prozdrowotne antymiażdżycowe właściwości. Jedna porcja alkoholu definiowana jest jako: 12-uncji porcja piwa, 5 uncji wina i 1,5 uncji porcji wódki. Co realnie oznacza u nas: 450 ml piwa, 180ml wina i 50ml wódki. Żaden lekarz w Polsce nie będzie tego firmował i omijał temat szerokim łukiem, aby przypadkiem nie być pomówionym o szerzenie alkoholizmu. Znam doktora, któremu po pysku dała żona pacjenta wielce zdesperowana i oburzona, że doktor namówił męża do pijaństwa. Oczywistym zrównoważeniem jedzenia jest codzienna pompa mięśniowa. Podczas tegorocznej sesji ADA w San Diego poświęconej wysiłkowi mięśniowemu w cukrzycy wyraźnie wskazano, że siedzenie powyżej 4 godzin non stop niweczy skutki wysiłku mięśniowego jako leku. Podkreślano także, że owszem chodzenie nordic walking (z kijkami) ma sens, ale muszą być interwały w trakcie, gdzie trzeba się trochę zmęczyć na poziomie wysiłku submaksymalnego, dobranego indywidualnie wedle ograniczeń. Z kolei Yoga,  Tai-chi zalicza się raczej do rozgrzewki i stretchingu (rozciągania grup mięśniowych), bo z efektywnym spalaniem własnych depozytów tłuszczowych niewiele to ma wspólnego, a przecież trzeba wywołać długotrwały ujemny bilans kaloryczny.