Paralele: pies – człowiek i lekarz – pacjent

 

Lolek, Waldi i Łatek. 3 psy brata w tym zaczarowanym miejscu, hacjendzie nad rzeką Sanną, bez prądu i bieżącej wody (opiszę to oddzielnie do tej strony). Za poprzednią wyprawą Łatek po psiej bójce świeci kością czerepu, skóra kłem odwalona na boku. Trzeba zeszyć. Jakimś cudem Ulka wyszperała igłę do rzemieni i mocną nić, znalazły się cążki. Za każdym przekłuciem brzegu skóry (twarda jak blacha) pies zwijał się z bólu, posikiwał, ale nie uciekał.

Za trzecim szwem (6 nakłuć), już nie zdzierżył i odruchowo pokazał przez sekundę kły. Na Sylwestra pytają, co on tak do Ciebie miętę czuje, rzeczywiście adorował mnie z psią ostentacją. Samiec alfa Waldi (sprawca okaleczenia) omijał mnie szerokim łukiem. Przenieśmy to na ludzi. Mogę być czasami mniej sprawny i skuteczny, ale zawsze staram się o więź, intuicyjnie podpowiadającą choremu, że chcę pomóc. Lekarz ma dawać nadzieję, starać się wejść w buty chorego, pomny, że sam też jest lekarstwem. Z drugiej strony nie powinien czynić niczego wobec chorego, czego nie powinien, naruszając autonomię podopiecznego. Ten wątek to  oddzielny temat. Łatek wiejski kundel wykazał się większą empatią i emocjonalną inteligencją, możemy to nazwać psią intuicją, niż niejeden lekarz czy pacjent. Człowiek zadający mu ból chce pomóc. Życzyłbym sobie i podopiecznym takiej relacji, aby w sytuacjach życiowo trudnych obie strony mogły podołać wyzwaniu. Wówczas nie będą wyzywani lekarze, jeżeli w desperacji i przyparci do ściany muszą powiedzieć nie.