Od ponad 40 lat odprowadzam składki i świecę na czerwono!

Ponad pół miliona ubezpieczonych Polaków musiało stracić czas na udowadnianie swoich praw do bezpłatnej, podstawowej opieki zdrowotnej. System e-WUŚ nie jest źródłem wiarygodnych danych o aktualnym stanie uprawnień do świadczeń zdrowotnych. „Od ponad 40 lat odprowadzam składki, świecę na czerwono, z NFZ-tu odsyłają mnie do ZUS-u, urzędnik ZUS-u do NFZ-tu i do ich informatyków”. Tymczasem gniew ludu spada na pracowników podstawowego ogniwa w ochronie zdrowia: POZ i specjalistyczną opiekę ambulatoryjną.

W systemie cyfrowym obiegu informacji na co dzień mamy przypadki: „zawieszania” się systemu, licznych awaryjnych przerw w jego funkcjonowaniu. Oznacza to, że chory czeka a my modlimy się, aby wreszcie zadziałał. Tego jeszcze mało, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia zapowiada, że przestanie płacić za pacjentów, których deklaracje ubezpieczeniowe w systemie e-WUŚ świecą się na czerwono, co stanowi ok. 7,5% dorosłych Polaków. Zdaniem NFZ są to wyłącznie deklaracje „martwych dusz”, czyli osób, które nie płacą składek ubezpieczenia zdrowotnego. Byłoby to zgodne z logiką, gdyby informatyczny system e-WUŚ działał bezbłędnie a prawo uwzględniało wszystkie przypadki pracownicze i rodzinne związane z systemem ubezpieczeń zdrowotnych. System niestety generuje wśród pacjentów osoby rzekomo niemające ubezpieczenia. Według nowych przepisów osoby, które system e-WUŚ wskaże jako nieubezpieczone zostaną skreślone z list będących podstawą finansowania POZ, a to zmniejszy ich zakontraktowane wpływy z NFZ. Od stycznia 2014 roku tysiące lekarzy POZ utraci planowane wpływy, co zmusi ich do ograniczeń wydatków niezbędnych w opiece nad swymi pacjentami. POZ i przy poziomie jego aktualnego finansowania nie może być dobry, a przynajmniej zadawalający. W Polsce nieubezpieczonych osób nie ma, a jeżeli -  jest to minimalny odsetek. Wadliwy system spowodował, że dotąd ponad pół miliona ubezpieczonych Polaków musiało tracić czas na udowadnianie swoich praw do bezpłatnej, podstawowej opieki zdrowotnej. Szykują się nowe zmiany, odczytywane przez lekarzy jako kolejna próba pseudooszczędności w budżecie NFZ, kosztem  zdrowia pacjentów. Może nastąpić faktyczna likwidacja pojęcia opieki, gdyż trudno tak określić doraźne udzielanie pomocy medycznej, do którego doprowadzić mogą nowe przepisy. W świadomości społecznej znaczenie i rolę POZ, jako kluczowego i podstawowego ogniwa ochrony zdrowia jest zmanipulowane. Dominują postawy roszczeniowe. Ktoś nawet autoironicznie nazwał naszych pacjentów POZ-u „bomisiami” (bo mi się należy). Organizacje samych pacjentów i prawny system ochrony praw pacjenta, stawia nas lekarzy pracujących na różnych szczeblach ochrony zdrowia w roli oblężonej twierdzy. Tymczasem wobec polityków i NFZ powinniśmy być po jednej stronie. Nic nie da się załatwić na zasadzie interwencji i dyskusji z NFZ po kolejnych wpadkach. Pracuję w ambulatoryjnej pomocy specjalistycznej w systemie NFZ, gdzie rzecz jasna obowiązuje informatyczny system cyfrowy. Co najmniej trzy systemy operacyjne obsługują moje wizyty i każdy ma nieco inny układ decyzyjny utrudniający pracę. Systemy pracują zbyt wolno, są awaryjne a bieżące modyfikacje zgodnie ze zmieniającymi się przepisami zmieniają i utrudniają opcje ścieżek dojścia do zamknięcia wizyty, bez czego nie ma zapłaty za naszą ciężką i odpowiedzialną pracę. Poważnie uszczupla to czas przeznaczony dla samego chorego, któremu te rozwiązania ponoć miały sprzyjać. Jeden z większych grzechów informatycznego systemu wizyt lekarskich to brak unifikacji systemowej, przestarzałe łącza i serwery ze zbyt wąskim przepływem informacji. Przy kilkudziesięciu świadczeniodawcach pracujących on-line ulegają one częstym awariom, a system nie nadąża za zmianami w regulacjach prawnych czy listach leków, płatnościach za leki, ilością leku w jednostkowym opakowaniu w przeliczeniu na czas leczenia. Przy bardzo słabym okablowaniu muzealnych terminali, bez zapewnienia stałej łączności z internetem, a zatem z NFZ i innymi źródłami informacji medycznej, czyni naszą pracę wyczerpującym koszmarem.

Konkluzja moja jest taka, że praca w tym systemie jest zbyt męcząca dla obu stron: lekarzy i chorych, co przekłada się na ilość niepożądanych zdarzeń medycznych i nakręca spiralę roszczeniową, nacelowaną nie na system ochrony zdrowia, lecz na personel pracujący w bezpośrednim kontakcie z chorymi.