Walka postu z karnawałem - odsłona druga

Czy nie jest zastanawiająca ogromna nieskuteczność najbardziej oczywistego zalecenia kładącego kres tyciu, jakim jest ograniczenie ilości konsumowanych kalorii? Paradoksalnie, owa nieskuteczność umożliwia propagowanie coraz nowszych odmian „diety cud”, równie nieskutecznych jak oficjalne zalecenia medyczne zawarte w standardach i wytycznych. Przyczyny, dla których większość z nas ma problemy z łatwym pozbyciem się zbędnych kilogramów, są słabo rozeznane i powiedziałbym mało popularne. Zasadniczymi czynnikami determinującymi biologię człowieka, jest ewolucyjna historia naszego gatunku. Różnimy się bardzo nieznacznie od paleolitycznych i neolitycznych łowców-zbieraczy, takich jak twórca figurki Wenus z Willendorfu.

Ta mieszczącą się w dłoni figurka kobiety, z przed 24 tys. lat, ma niebywale wybujałe kształty, na dzisiejszy wygląd - karykaturalne. Zapewne otyłość musiała być u naszych przodków cechą na tyle rzadką, by z jakiegoś powodu stać się wartą utrwalenia w rzeźbiarskiej formie. Co więcej była apoteozą ciągłości i przetrwania. Bez tych depozytów tłuszczowych w czasie zimy i na przednówku ta paleolityczno-współczesna matka nie miałaby pokarmu dla dzieci. Dziś ten stopień otłuszczenia występuje tak często, że raczej nie bywa już źródłem artystycznych inspiracji. Środowisko bytowania współcześnie żyjących jest radykalnie odmienne od środowiska naszych przodków. Zasadnicze składniki współczesnej diety, takie jak rośliny zbożowe, czy też mięso i mleko udomowionych zwierząt pojawiły się w naszym menu „ledwie” 8-10 tyś temu. Niczym nie ograniczony dostęp do skoncentrowanego pożywienia zapełniającego sklepowe półki w bogatych państwach jest nowym zjawiskiem, datującym się na większą skalę od lat 50-tych ubiegłego stulecia. W USA spowodowało ono wzrost przeciętnej masy ciała mężczyzn o 8 kg.

Przez wcześniejsze wieki i tysiąclecia ludzie bardzo rzadko mieli okazję najadania się do syta, a zdobywanie żywności okupywali znacznym wysiłkiem fizycznym. Jakie jest zatem remedium z tego wywodu. A no takie, że warto wrócić w zmienionej formie do stylu życia naszych praprzodków. Post dla przykładu, z medycznego punktu widzenia, jako półgłodówka lecznicza w połączeniu z codzienną powtarzalną, przewidywalną i usystematyzowaną formą aktywności mięśniowej może w znacznym stopniu poprawić nasz ogólny stan zdrowia i zaleczyć niekorzystne bezobjawowe trendy metaboliczne, które determinują późniejsze cywilizacyjne choroby metaboliczne. Mamy dylemat? Walka postu z karnawałem. Jeżeli dodatkowo motywację do tych pełnych wyrzeczeń zachowań prozdrowotnych czerpać będziemy ze swojego systemu wartości (filozof nazwałby taką potrzebę zaistnienia, wyborem aksjologicznym), to wytrwamy i osiągniemy cele lecznicze i oddalimy lub zaleczymy schorzenia cywilizacyjne. Te strukturalne i mentalne błędy cywilizacji, widoczne przecież wokół gołym okiem, wcale nas do tego powrotu do korzeni nie zachęcają, wprost przeciwnie biologicznie nadal spłacamy dług za źle pojęty pseudopostęp za wszelką cenę. To także rezultat błędnego paradygmatu w medycynie (podejścia systemowego). Być może nasza prawdziwa natura, na zasadzie uśpionego archetypu, obudzi w nas instynkt przetrwania i uruchomi styl życia właściwy naturze człowieka odpowiedzialnego za swoje biologiczne istnienie. Nie możemy podskoczyć wyżej własnych narządów, musimy poznawać właściwe oblicze naszej biologicznej i psychicznej egzystencji i zbliżać się do niego w swoim codziennym życiu. W przeciwnym razie brnięcie w tę naskórkową maskaradę cywilizacyjno-kulturową, w to wszechogarniające targowisko próżności, przeobrazi się w bal na Titanicu. Poza tym Moi Drodzy bramy nieba są dość wąskie, większość nie zdoła się przecisnąć.