Jak ludzie piszą ulotki do produktu – „niezbędnego” dla cukrzyka

Nieudolna translacja powierzona osobie niemającej bladego pojęcia o chorobie cukrzycowej, nie jest pierwszym i ostatnim przypadkiem tego typu anomalii, żeby nie powiedzieć aberracji. Dziękuję za dostarczony płynny cukier w saszetkach o dziwacznej nazwie „wellion”, jako proponowane antidotum na hipoglikemię, z prośbą o zaopiniowanie.

W ulotce był ewidentny błąd: (cytuję) „jeżeli poczujesz pierwsze objawy hipoglikemii powinieneś natychmiast wziąć 1020mg szybko działających węglowodanów. W tej sytuacji 12 saszetki Wellion są najlepsze.” Otóż 10 mg cukru to zaledwie 0,04 kcal, a 20 mg to odpowiednio 0,08 kcal, nie wystarczyłoby tego „paliwka” nawet dla myszy na zażegnanie niebezpieczeństwa utraty przytomności z powodu niedocukrzenia. W rzeczywistości w 1 saszetce jest ok.15g węglowodanów. tj.60 kcal (ściśle 14,6g co odpowiada 58 kcal), zatem w 2 saszetkach jest 120 kcal szybko wchłanianych monocukrów (66%) i 33% dwucukrów. Nie jest to mało, mniej więcej połowa standardowego śniadania w Polsce, pod względem kalorycznym oczywiście. W rzeczywistości może okazać się za mało przy dużym wysiłku fizycznym i braku poprzedzających akomodacyjnych zmian w jedzeniu i leczeniu, czego tak usilnie nauczamy naszych podopiecznych. To absolutny wymóg bezpieczeństwa przy skutecznym insulinowaniu.

Mianowicie, chory musi planować swój dzień i przyswoić sobie algorytm zmian w sensie uszczuplenia leczenia hipoglikemizującego w okolicznościach podejmowania różnych energochłonnych czynności dnia codziennego, które odbiegają od średniej. Takie uszczuplenie farmakologiczne, np. zmniejszenie okołodobowej dawki insuliny o1/3 to często zbyt mało i chory po obciążającym wysiłku fizycznym musi dojeść posiłek skrobiowy. Toteż 2 saszetki szybkich cukrów może okazać się zbyt małym ładunkiem glukozy, rzekłbym „ugaszą pożar” w sensie stłumienia pierwszych objawów, ale nie uchronią przed „nawracającą falą” bardzo przykrych objawów niedocukrzenia („wycukrzenia” jak mówią moi podopieczni). Z kolei ratowanie się w ten sposób kolejnymi saszetkami skutkuje nawet u osoby zdrowej nudnościami i wymiotami. Zatem saszetki tak, nie jako „niezbędny towarzysz” jak to eufemistycznie ujęto w ulotce informacyjnej, lecz jako niezbędny składnik pakietu na niedocukrzenie, w którym znajduje się dyżurna kanapka i „popitka”(tak jak to szykuje się dziecku do szkoły), jednorazówka z glukagonem i niezbędna informacja, jak tego użyć, jeżeli kontakt z chorym zostanie zerwany. Dodatkowo w dokumencie chorego musi być umieszczona informacja tzw. karta cukrzycowa z niezbędnymi wskazówkami, co i jak. To banalne, same truizmy, a jednak, często zdumiony konstatuję, że lekarze nie mają na to czasu, mimo, że podejmują ryzykowne leczenie, a chory po raz pierwszy doświadcza tego na sobie absolutnie zaskoczony. To błąd z zaniedbania i nie powinien się zdarzać. Lekarz ma obowiązek kontrolować czy chory wie o grożącym niebezpieczeństwie i czy umie postępować, nawet w sytuacji, kiedy ustalony przez niego podział pracy w zespole ceduje te obowiązki na pielęgniarkę diabetyczną. Zasada jest jednoznaczna. Ja podejmuję to leczenie i ja za nie odpowiadam, oczywiście razem z chorym. Dzielimy to ryzyko po połowie i mamy tego świadomość, toteż kontakty telefoniczne w pierwszym miesiącu są dość częste, zanim chory zdobędzie pełną autonomię w leczeniu.

W mojej opinii zastrzeżenie budzi również jedna z wymienionych w ulotce przyczyn hipoglikemii, mianowicie: zwiększona aktywność fizyczna bez zachowania właściwej diety uzupełniającej – to jest bleble. Chodzi oczywiście o dodatkowe posiłki, często przed jak i po dużym wysiłku, ale także, a może przede wszystkim o zmniejszenie insulinowania okołodobowego w tym dniu, bowiem tylko moi chorzy wiedzą, co to jest koszmarne następowe niedocukrzenie nocne o 23 nad ranem (jak to nazywają „z odbicia”), kiedy jako „dippersi”(głęboki spadek glikemii) wchodzą w fazę snu paradoksalnego REM, najbardziej ważką w fizjologii snu. Jeżeli to ich nie wybudza, rano są niewyspani z koszmarnym bólem głowy (kobiety sadzą wówczas, że to napad migreny), ale wystarczy na pasku ocenić ślad acetonu z pierwszego siusiania, aby się przekonać, jaka była prawdziwa natura rannego przecukrzenia na czczo. Efekt Somogyi jest opisany w każdym podręczniku interny, niestety, z przykrością stwierdzam, że rzadko jest brany pod uwagę, jako przyczyna destabilizacji metabolicznej, a odruchowe zwiększenie dawki wieczornej insuliny skutkuje utratą przytomności następnej nocy. Ten uboczny wątek, jakoś tak sam wszedł mi na wokandę, mimo, że to jest temat na zupełnie inne wypracowanie.

Wreszcie „typowe objawy hipoglikemii” z ulotki powinny być dla pożytku chorego podzielone według objawów fazy wstępnej (adrenergicznej), znacznie poszerzone rzecz jasna, jako ostrzeżenie przed objawami neuroglikopenii (w drugiej kolumnie), do której dobrze wyszkolony cukrzyk nie powinien dopuścić. Gorzej, i tu trzeba stosować różne „myki”, kiedy tzw. „stary chory, źle leczony” przez lata, utracił objawy fazy ostrzegawczej.

Skład cukrów w saszetce? W okolicznościach, kiedy chory w skojarzonym leczeniu zażywa równolegle akarbozę np. 3x100 mg, to 66% cukru gronowego i fruktozy, jako monocukrów (tj.40 kcal) może okazać się zdecydowanie za mało, dla doraźnego zażegnania niebezpieczeństwa.