Czy Polski udany eksperyment kliniczny z leczeniem wstępnej fazy cukrzycy typu 1 (do 6 tygodni) przy pomocy częściowej (nieablacyjnej) transplantacji szpiku, oprze się krytyce, a badania w tym zakresie będą mogły być kontynuowane?

W 2007 r. brazylijscy naukowcy z Universidade de São Paulo ujawnili wyniki swojego eksperymentu. Niewielki eksperyment na 23 ochotnikach przeprowadzono na Uniwersytecie w Sao Paolo we współpracy z naukowcami z uczelni Northwestern University Feinberg School of Medicine w Chicago. Autologous Nonmyeloablative Hematopoietic Stem Cell Transplantation in Newly Diagnosed Type 1 Diabetes Mellitus, Júlio C. Voltarelli i współpr. JAMA. 2007;297(14):1568-1576.

Zabieg polegał na przeprowadzeniu tzw. niemieloablacyjnego autologicznego przeszczepu szpiku kostnego.

Polega on na przeszczepieniu komórek macierzystych pobranych od samego pacjenta i zastosowaniu chemioterapii, która częściowo wyniszcza komórki szpiku kostnego. Po pobraniu próbek przeprowadzono ich dalszą hodowlę w warunkach laboratoryjnych. Gdy rozwinęła się w nich wystarczająca ilość komórek macierzystych, ponownie przeszczepiono je pacjentom. Eksperyment okazał się częściowym sukcesem. Pomiar zawartości tzw. peptydu C pozwolił stwierdzić, że spośród 23 ochotników, których poddano operacji,  u 20 wystąpiło wznowienie produkcji insuliny. U 12 spośród nich stan ten utrzymał się przez wiele miesięcy, a nawet lat (średnio 31 miesięcy). U pozostałych 8 po niedługim czasie zaobserwowano nawrót cukrzycy, jednak w mniej zaawansowanej formie. Pacjenci musieli powrócić do przyjmowania insuliny, ale już w mniejszych dawkach. Niestety, u dwóch pacjentów wystąpiło zapalenie płuc, a u trzech problemy endokrynologiczne  (w szczególności z tarczycą). U dziewięciu pacjentów obniżyła się jakość spermy, grożąc im utratą płodności.

Wyniki badań pozostawiały wiele do życzenia, co do efektywności i skutków ubocznych, to jednak daje cukrzykom nadzieję na wynalezienie sposobu leczenia ich choroby.

W 2008 r. dr Emilian Snarski ze Szpitala Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przy ul. Banacha zaproponował zastosowanie tej metody u polskich chorych. Udało się to dzięki współpracy zespołów prof. Wiesława Wiktora Jędrzejczaka kierownika Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala przy ul. Banacha. i  prof. Edwarda Franka z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA. Pierwszego chorego poddano zabiegowi jeszcze w tym samym roku. Eksperyment się powiódł, a chory do dziś nie musi przyjmować insuliny. Niestety przeszczepy szpiku również nie są metodą dla wszystkich. Chory musi być zdiagnozowany bardzo wcześnie i jego trzustka wciąż musi wydzielać insulinę. Kiedy pojawiają się pierwsze objawy choroby, wciąż funkcjonuje stosunkowo dużo komórek beta. Jednak proces ich niszczenia nie zatrzymuje się, tylko trwa. Jeśli dojdzie do destrukcji większości z nich, przeszczepienie szpiku nie pomoże. Dlatego do zabiegu są kierowane wyłącznie osoby najwyżej do 2 miesięcy po diagnozie. Czynność trzustki określa się dzięki badaniu peptydu C. Jeśli wydzielany jest on w odpowiednich ilościach, funkcja trzustki jest zachowana w stopniu dającym nadzieje na odstawienie substytucji zewnętrznej. Sam zabieg składa się z kilku etapów. Pierwszy to pobudzenie organizmu do wzmożonej produkcji komórek macierzystych szpiku, a następnie – zamrożenie ich. Drugi polega na zniszczeniu szpiku pacjenta. – Nie niszczy się jednak całego układu krwiotwórczego, a jedynie układ odpornościowy pacjenta – mówi prof. Jędrzejczak. Następnie chory otrzymuje dawkę własnych komórek macierzystych, które odbudowują układ odpornościowy. W 75% układ odpornościowy nie powtarza starego błędu, a zatem nie atakuje już komórek beta. Spośród 17 dotychczas leczonych w Polsce chorych dziesięciu do dziś jest niezależnych od insuliny, a siedmiu bierze ją w znacznie zmniejszonej dawce. Arek Magdziarz, 21-latek ze Skarżyska-Kamiennej należy do drugiej grupy. Został poddany zabiegowi wiosną 2009 r. Przez dwa lata żył, niemal zapominając o chorobie. Od lipca przyjmuje pięć jednostek insuliny na dobę, przed zabiegiem – 40j/d.  Choroba o mniejszym nasileniu, wróciła, jednak chory ocenia, że warto było poddać się zabiegowi: „leczenie podarowało mi dwa lata normalnego, swobodnego życia: bez kłucia, liczenia posiłków, stałej kontroli, reżimu, który towarzyszy chorobie, wiele osób odradzało mi zabieg, musiałem podpisać deklarację, że jestem świadomy ryzyka, ze śmiercią włącznie. Wielu chorych rezygnowało. Ja jednak byłem zdeterminowany.” Chemioterapia niszcząca szpik osłabia, powoduje wypadanie włosów i bardzo złe samopoczucie. Chorzy onkologiczni otrzymują zwykle sterydy, które mają ochronić ich przed skutkami ubocznymi choroby, chorzy na cukrzycę takiej możliwości nie mają, bo sterydy nasilają ich chorobę. „Kiedy w czerwcu wychodziłem ze szpitala, ludzie na ulicy brali mnie za narkomana, byłem wychudzony, łysy, miałem podkrążone oczy. Powrót do sił zajął mi jeszcze miesiąc, może półtora. Po tym czasie funkcjonowałem już normalnie”
W wielu przypadkach choroba będzie nawracać, ponieważ cukrzyca ma podłoże genetyczne. Być może w kolejnych latach uda się udoskonalić metodę, a w razie potrzeby – zastosować ją ponownie u tych samych osób.

Wśród opiniotwórczych diabetologów dominują jednak sceptycy. Oto najczęstsze argumenty przeciw: mówimy tu o eksperymencie, a nie o metodzie uznanej na świecie, przeszczepianie komórek macierzystych jest kosztowne i bardzo ryzykowne, trzeba o wiele więcej czasu, aby mówić o korzystnych efektach, niszczenie szpiku młodemu człowiekowi to działanie bardzo agresywne, lękamy się odległych konsekwencji ( zespoły mieloproliferacyjne), na największych światowych konferencjach nawet się nie wspomina o tej metodzie. Zdaniem krytyków punkt ciężkości powinien przesunąć się w stronę terapii genowej, która jednocześnie stwarza szansę dla skuteczniejszej pierwotnej prewencji cukrzycy typu 1 i jej powikłań w przyszłości. Podkreśla się, że terapia genowa jednak też niesie wiele problemów, np. wpływ zmian w genach lub w ich ekspresji na ryzyko nowotworów. Cukrzyca typu 1 jest chorobą uwarunkowaną w większości wielogenowo, ich lecznicza „naprawa” może być skierowana tylko na najważniejsze zmiany genetyczne. „Leczniczy” gen wprowadzany jest do DNA pacjenta na nośnikach zwanych starterami, którymi są niechorobotwórcze wirusy.
Innym rodzajem prewencji we wczesnym okresie powstawania cukrzycy typu 1 jest wstrzykiwanie specjalnie spreparowanych małych ilości przeciwciał uszkadzających komórki beta GAD 65. Wytwarza się pewna ilość przeciwciał blokujących i neutralizujących dla chorobotwórczych wpływów anty GAD65. Jest to swego rodzaju szczepienie przeciwcukrzycowe. Jeszcze inny aktualnie kierunek badań to podawanie substancji przeciwko antygenowi CD-3 limfocytów T – osłabiających ich agresję na komórki beta trzustki. W ten sposób działa preparat Teplizumab. Objawowa, kliniczna cukrzyca typu 1 jest wynikiem zniszczenia ponad 80% komórek beta i trwa to nie dłużej przeważnie niż 6 tygodni. Trudno ten niszczący proces odwrócić. Dlatego znaczenia nabierają badania innego kierunku bioterapii, np. przeszczepianie komórek macierzystych z ich konwersją do komórek beta. Przeszczepienie komórek macierzystych i ich przetworzenie w komórki beta nie usuwa jednak nieprawidłowych reakcji immunologicznych przeciwko tym komórkom. Wadą tej metody jest więc konieczność stosowania po inokulacji komórek macierzystych stałej terapii hamującej odczyny immunologiczne niszczące nowe komórki beta.

Cukrzyca to w istocie kilkadziesiąt chorób, kilkaset różnych uwarunkowań genetycznych. Co więcej polimorfizm genów i złożone uwarunkowania ich ekspresji nie rokują nadziei, że jakaś jedna chociażby bardzo wyrafinowana metoda zda egzamin. Lękamy się odległych następstw, jak zawsze, kiedy wstępuje się w medycynie na ścieżki zupełnie nierozpoznane.