Trudne początki w diabetologii, także w Polsce, moje spojrzenie

W 1921 roku Nicolai Paulescu wybitny rumuński naukowiec, opublikował artykuł opisujący zakończone sukcesem wyizolowanie insuliny z trzustek psów, początkowo zwanej „iletiną” na uniwersytecie w Toronto, przy użyciu urządzeń dostarczonych przez Johna Macleoda, zanim James Bertram Collip oczyścił ten hormon białkowy w stopniu nadającym się do wstrzykiwania ludziom. W1923 roku Banting i Macleod otrzymali nagrodę Nobla, dzieląc sukces z Bestem i Collipem.

Nazwisko Paulescu znika z wokandy, ale dzisiaj nikt nie może podważyć jego pozycji pioniera, na miarę pierwszych eksperymentatorów tj. Oskara Minkowskiego i Jozefa von Meringa, którzy jeszcze przed I wojną światową udowodnili, że usunięcie trzustki u psów powoduje wystąpienie cukrzycy.
Pragniemy dzisiaj oddać hołd zwierzętom doświadczalnym - psom, jakie używano w tym czasie. Psi model cukrzycy, jak i pierwsze mniej lub bardziej oczyszczone preparaty insuliny też pochodziły od największych zwierzęcych przyjaciół człowieka. Pierwsze wysiłki (11 stycznia 1922) nie zostały uwieńczone sukcesem. Leonard Thompson 14–letni chłopiec ważący 65 funtów w stanie krańcowego wyczerpania nie poprawiał się i wykazywał dodatkowe niepokojące objawy. James Bertram Collip pracował bez wytchnienia i udało się. Kolejne iniekcje zakończyły się pomyślnie (23 styczeń 1922 roku). Później insulina była izolowana z trzustek krów, świń lub łososi, ale psy, bez których ten sukces nie mógłby zaistnieć spełniły ten narzucony im przez człowieka obowiązek i gdyby umiały mówić, pewnie utwierdziłyby nas w przekonaniu, że było warto. Piesku Marjorie pozbawiony trzustki, dzielnie się spisałeś, a Twoja psia radość w czasie zabaw mimo okaleczenia przełożyła się na radość tych wszystkich ludzi, którzy bez twego udziału w tej pasjonującej przygodzie nie mogliby przeżyć.

W Polsce pierwszymi wybitnymi pionierami w diabetologii klinicznej byli Jakub Węgierko (1889-1960) w Warszawie i Józef Wacław Grott (1894–1973) w Łodzi. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku ich rywalizacja miała znamiona szlachetnej akademickiej dysputy i nie przekładała się na pozamerytoryczne dywagacje, jakie nastały w XXI wieku, sprowadzające się do czyhania na błędy, obśmiewania i ostracyzmu.  Dwaj koryfeusze zażarcie spierający się o racje w podejściu do chorego na cukrzycę, oparte na odmiennych przesłankach, świetnie dogadywali się w okolicznościach, gdy rozstrzygała się przyszłość naszej dyscypliny w Polsce i w 1955 roku wspólnie doprowadzili do wyłonienia Sekcji Diabetologicznej Towarzystwa Internistów Polskich, która w 1985 roku przekształciła się w samodzielne Polskie Towarzystwo Diabetologiczne.

Osobiście znałem profesora Grotta, który wśród studentów miał ksywę „Waciu” i egzaminował dość ostro, ale sprawiedliwie. Zamykał studentów w przygotowawczym na noc tylko wówczas, kiedy na wyciągające pytanie: „no a teraz koleżanka zbada nam tu trzustkę i zreferuje, co wymacała” (tak nazywał palpatio) i nie daj Boże było nie wypowiedzieć na jednym wydechu: „ból, fałd, przeczulica – plus lub minus”. To dzisiaj zupełna egzotyka, ale pamiętajmy, że echo wysokiej rozdzielczości, czy 64 rzędowy CT lub SPECT nie były znane i zmysły lekarza odgrywały kluczową rolę w badaniu przedmiotowym. Jeszcze brzmi w moich uszach: „no a prognosis quo ad vitam powie kolega”? Profesor legenda miał także inną twarz. Spotkałem profesora niespodziewanie na 2 lata przed śmiercią podczas zwiedzania wystawy „ikonografia lekarzy wojskowych i wojennej służby zdrowia w obrazach mistrzów”. Staliśmy zaciekawieni przed wizerunkiem rannego szwoleżera gwardii na koniu z przewiązaną głową, ze współczującą niewiastą podającą wodę. Profesor zagadał na wpół do siebie i do nas studentów: no jak, taka chudzina (profesor już wówczas był mocno wymizerowany) za czasów wojny chyba mogła mieć wszystkie przypadłości, oprócz jednej, a wy jak sądzicie, co? Do dzisiaj nie wiemy, czy profesor ironizował, czy miał na myśli wizerunek żołnierza, a może obie cielesności jednocześnie, swoją i tę z obrazu. W tych czasach insulina odwieprzowa była już szeroko stosowana, wszakże leczenie pożywieniem odgrywało dalej dużą rolę. Później skojarzyłem, że bliska profesorowi była modyfikacja diety Allena. Frederick Allen wprowadził „leczenie oszczędne” żywieniem. Pacjent przyjmowany do szpitala nie otrzymywał żadnego pokarmu poza whisky zmiksowaną z czarną kawą co dwie godziny pomiędzy godziną 7.00  a 19.00 (alternatywą dla whisky był bulion). Niestety opóźniało to tylko nieuchronność exitus letalis. Pacjent pozostawał na diecie ścisłej aż do momentu zniknięcia cukru z moczu (zazwyczaj około 5 dni), cały czas modyfikowano insulinowanie do możliwie najniższych dawek, po czym przestawiany był na ścisłą indywidualną zbilansowaną dietę.

Jakby w opozycji do tego podejścia w żywieniu chorych na cukrzycę profesor Węgierko bezpośrednio po odkryciu insuliny wprowadził pojęcie „pojemności węglowodanowej” powiększającej się u chorych na cukrzycę pod wpływem spożycia pokarmów wysoko węglowodanowych. Na tej podstawie stosował w leczeniu cukrzycy dietę bogato węglowodanową, obejmującą także spożycie sacharozy, lecz zawierającą tylko proporcjonalną, ograniczoną ilość tłuszczu. „Chorzy na cukrzycę mogą jeść wszystkie potrawy, tylko we właściwej ilości i proporcjach” proroczo przewidywał profesor. Po rozpoczęciu substytucji insuliną świetnie to zdawało egzamin. Do dzisiaj wybrzmiewa mi w uszach słynna sentencja Węgierki, niepozbawiona racji biochemicznych, że „tłuszcze spalają się w ogniu węglowodanów”. Nie można także nie odnotować faktu, że sformułowane przed pół wiekiem przez prof. Węgierkę pojęcie cukrzycy skojarzonej jest bardzo podobne do współczesnych definicji zespołu metabolicznego.

To wydaje się mało wiarygodne, a jednak miało miejsce. Więzień funkcyjny w Auschwitz sortujący w tzw. „Kanadzie” miał praktycznie dostęp do wszelkich możliwych dóbr. Właściciele, w tym cukrzycy już nie żyli. Eleganckie drewniane pudełeczka z tajemniczymi fiolkami z białą mętną zawiesiną przyciągały uwagę, niektórzy orientowali się co to jest i dzięki temu myśl obu profesorów uratowała pięknej więźniarce życie, doczekała wyzwolenia. Głodowała i od czasu do czasu (przeważnie 2 razy w tygodniu) otrzymywała cukier, czekoladę i 2 iniekcje insuliny. W warunkach głodowej racji żywnościowej i pewnej hibernacji oraz okresowej uderzeniowej dawki „paliwa” przeżyła, pomimo, że straciła na wadze 40 kg. W tych warunkach obaj profesorowie mieli rację, extremum obozu koncentracyjnego przybliżone było do ostrości spojrzenia przecież diametralnie odmienne, na żywienie w cukrzycy, dzisiaj nieakceptowane. Ująć to można w ten sposób: profesor Węgierko chciał diety zbilansowanej z dużą zawartością skrobi, profesor Grott dodałby do tego słowo owszem zbilansowana, ale i redukcyjna. Jego półgłodówki lecznicze, o ich skuteczności w typie 2 cukrzycy dzisiaj mało już kto pamięta. Tak było na poziomie akademickim, a w skali państwa?

No właśnie. Mieliśmy niesamowite szczęście do mądrych i ofiarnych uczonych i lekarzy. W Polsce produkcję insuliny z wołowej trzustki zorganizował już w 1924 r. Kazimierz Funk (1884–1967), badacz i autor określenia „witamina”. Początkowo profesor Funk za własne pieniądze zakupił potrzebny sprzęt i prowadził prace na skalę laboratoryjną. Pozyskiwanie insuliny oparto na metodzie podanej w piśmiennictwie przez Bantinga i Besta, a udoskonalonej przez Collipa (metoda ekstrakcji alkoholowej).  Produkcja odbywała się w skali półlaboratoryjnej, w powstającym w Warszawie Państwowym Zakładzie Higieny. Początkowo przerabiano około 40 kg trzustek wołowych, a otrzymaną insulinę testowano tym razem nie na psach, lecz na królikach. W roku 1924 wytworzono 315 000 j.m. insuliny, później produkowano coraz to większe ilości. Do zwiększenia produkcji potrzebna była lepsza, większa i nowocześniejsza aparatura. Funk wyruszył w podróż po kraju w celu uzyskania takiego sprzętu. W tym czasie oddano do użytku nowy budynek Państwowej Szkoły Higieny, gdzie trzecie piętro było przeznaczone na potrzeby działu biochemii. Warunki lokalowe znacznie się poprawiły, natomiast nie zmieniło się zaopatrzenie w aparaturę i odczynniki. W roku 1927 zniechęcony Kazimierz Funk wyjechał z Polski. Wówczas dyrektor Państwowego Zakładu Higieny dr Józef Celarek powierzył kontynuację jego pracy inż. JanowiTomaszowi Spasowiczowi (1890–1970) oraz zorganizował w tym zakresie ważne wsparcie Fundacji Rockefellera (USA), w tym celu wyjeżdżał do USA i Kanady. Od 1935 r. byliśmy już eksporterem insuliny dla połowy Europy. Produkcję insuliny rozwijano z powodzeniem w Państwowym Zakładzie Higieny – Wytwórni Surowic i Szczepionek. Spasowicz swoją wiedzę i zapał poświęcił doskonaleniu produkcji insuliny, początkowo w PZH, a po II wojnie światowej w Tarchomińskich Zakładach Farmaceutycznych w Warszawie. Przewidując wybuch wojny w 1939 r. przygotował dużą rezerwę insuliny, która była wykorzystywana w czasie okupacji i po wojnie.

W 2000 r. uzyskano serię preparatów insuliny ludzkiej Gensulin biotechnologiczną metodą rekombinacji genetycznej szczepów pałeczki okrężnicy – w Instytucie Antybiotyków i Biotechnologii w Warszawie, Bioton Sp. z o.o. Badania kliniczne, w tym także pionierskim okresie przeprowadzali: Jan Tatoń, Anna Czech i zespół (WUM), Waldemar Karnafel i zespół (WUM), Józef Drzewoski i zespół (UM w Łodzi) i inne zespoły.

W 2004 r. wprowadzono serię preparatów insuliny ludzkiej otrzymywanych metodą biotechnologiczną w Tarchomińskich Zakładach Farmaceutycznych Polfa Tarchomin SA w Warszawie. Również w tym przypadku badania kliniczne bardzo szybko przeprowadzili: Jan Tatoń, Anna Czech i zespół (WUM), Józef Drzewoski i zespół (UM w Łodzi), a także inne zespoły klinicystów. Warto byłoby zatrzymać się na chwilę przy osobach opiniotwórczych w diabetologii, którzy już odeszli, a których pamięć żyje w nas, w ich pomysłach naukowych, szkole myślenia, inicjatywach pro publico bono (Mieczysław Wierzchowski, Franciszek Redlich, Eugeniusz Kodejszko, Stanisław Kozłowski, January Ławecki, Henryk Rogala, Jerzy Łopatyński, Artur Czyżyk i wielu innych, którym zawsze pozostaniemy wdzięczni za ich kreatywność i społecznościowe zacięcie). Zostawili nam swój testament naukowy z jednym tylko przesłaniem zaczerpniętym z codziennej modlitwy lekarza Maimonidesa: sztuka nasza jest wielka, a rozum ludzki sięga coraz dalej i dalej, a za Andrzejem Szczeklikiem dodajmy: geniusz ludzkiego umysłu znajduje godne dopełnienie w sztuce. W1989 roku w lipcu królowa Elżbieta zapaliła znicz nadziei w domu Bantinga w Ontario. Będzie się palił przez całą dobę do dnia, w którym zostanie wynaleziona skuteczna metoda wyleczenia z cukrzycy insulinozależnej typu 1. Wy, nasi młodzi słuchacze o świeżym spojrzeniu na medycynę i otwartych osobowościach powiecie: jak to dobrze mieć jeszcze wszystko przed sobą i chyba macie rację. My ludzie skłaniający się ku zachodowi Słońca w głębi serca podzielamy Wasze opinie i trochę Wam zazdrościmy.