Dalsze moje utarczki ze słowem objawionym prezesa PTD

Cytuję: dla wielu chorych w 2012 roku koszty terapii lekami inkretynowymi nie są możliwe do uniesienia i będziemy musieli korzystać z leków stosowanych od dziesięcioleci.

Nestor polskiej diabetologii prof. Jacek Sieradzki powiedział niedawno, że przełom w leczeniu cukrzycy - polegający na wprowadzeniu leków inkretynowych - dokonał się, ale na zachodzie. Chorzy na cukrzycę typu 2 w Polsce nie mają na razie szans z niego skorzystać, więc tylko niektórych z nich będziemy mogli leczyć według nowoczesnych, starannie przemyślanych przez ekspertów algorytmów leczenia cukrzycy.

 

Te eksperckie starannie przemyślane algorytmy to medycyna ludzi bogatych, zatem przypominają zamki z piasku, nie do zastosowania i zaakceptowania przez 90% chorych z cukrzycą w Polsce. Drażni mnie ta mantra, że w terapii cukrzycy typu 2 w większości sprzyjają przyrostowi masy ciała pochodne sulfonylomocznika, glitazony, glinidy, insulina, lub w najlepszym wypadku mają neutralny wpływ (metformina, inhibitory DPP-4).

Glitazony i glinidy jak wiadomo nie są stosowane w Polsce. Kilkaset przypadków na całą populację chorych z typem 2 cukrzycy na tle zespołu metabolicznego, o których wspominał profesor Karnafel, to jest statystyczne zero. Gliptyny ze względu na swoje plejotropowe na papierze działanie, miały zmniejszać ciężar ciała, teraz dowiadujemy się, że pozostają co do masy ciała neutralne. Co jeszcze ciekawego dowiemy się o tym rzekomym przełomie w leczeniu cukrzycy? Jeżeli inkretynomimetyki to tak rewelacyjne leki, stosowane przecież od 5 lat, to dlaczego na tym zachodzie, którego jesteśmy integralną częścią, doraźne i odległe efekty ich zastosowania są mierne, żeby nie powiedzieć mizerne? Jeżeli miało być tak dobrze, to dlaczego jest tak źle panie prezesie?