Konsekwencje ustawy o informatyzacji w ochronie zdrowia

Latem 2014 r. znika podstawa prawna do prowadzenia dokumentacji medycznej w formie papierowej. Dotyczy to całej działalności leczniczej – i prywatnego gabinetu lekarskiego na wsi i wielkiego szpitala. Jednym z rozwiązań wydają się tablety z odpowiednim oprogramowaniem. Jeśli w Polsce mamy 100 tys. lekarzy i 200 tys. pielęgniarek, to kto da pieniądze na konieczny sprzęt i oprogramowanie? A kto – na serwery dla szpitali? Ale największa będzie bariera ludzka.

Trudno bowiem w tak krótkim czasie nauczyć wszystkich, łącznie z emerytami, posługiwania się tabletami. Rejestr chorych na cukrzycę, pomógłby zacząć monitorować wydatki w najbardziej kosztownych obszarach. Należałoby te fragmenty tak projektować, żeby możliwe było ich scalenie. NFZ już teraz ma masę danych, których nie jest w stanie analizować. Zrobienie chociażby monitoringu ordynacji lekarskiej mogłoby przynieść wymierne efekty, ale pod warunkiem, że będzie to informacja dla lekarzy, a nie narzędzie represji. Tymczasem zarzuty o zmowę cenową przy przetargu na informatyzację służby zdrowia są bardzo poważne. Przetarg na platformę medyczną P1 musi być unieważniony. Projekt jest wzorowany na systemie brytyjskim. W połowie zeszłego roku w Wielkiej Brytanii po wydaniu 7 mld funtów rząd wstrzymał wdrażanie informatyzacji National Health Sernice, jako skutek audytu systemu przeprowadzonego przez tamtejszy odpowiednik NIK. Przed ogłoszeniem przetargu przeprowadza są rozmowy z firmami z rynku i dokonywana jest wstępna selekcja. W Polsce jest odwrotnie. Najpierw ogłoszenie przetargu, a potem dopiero selekcja wykonawców. Źle przygotowany przetarg to jedno, są i inne problemy z platformą cyfryzacji w ochronie zdrowia. Kontrolerzy NIK wskazują choćby na dublowanie zadań CSIOZ z NFZ między innymi w zbieraniu danych o usługach medycznych.