O czym diabetolodzy nie rozmawiają?

Powszechnie wiadomo, że u podłoża pandemii choroby cukrzycowej typu 2 leżą: wzrost liczby ludności w krajach rozwijających się, starzenie się społeczeństw dobrobytu, globalizacja i unifikacja antyzdrowotnego stylu życia opartego na wysoce przemysłowo przetworzonej żywności w połączeniu z małą aktywnością fizyczną, nałogi i uzależnienia, zatrucie naturalnego środowiska bytowania człowieka, szybkość życia, hałas, kurz i osamotnienie ludzi połączone z poczuciem zagrożenia, długotrwałe negatywne napięcia emocjonalne działające destrukcyjnie i w sposób erozyjny na psychikę współczesnego człowieka.

Jest to swoisty dług za pseudopostęp, jaki spłaca ludzkość. Wiadomo również, że podstawą leczenia i zapobiegania tej chorobie jest prawidłowy sposób odżywiania i dbałość o kondycję fizyczną. Znane są specjalistyczne procedury odtłuszczania ciała i walki z nadwagą. Doskonale wiedzą o tym lekarze, niestety niewiele z tego nie wynika dla ich pacjentów. Ba! Gdyby wiedza była wszystkim to lekarze byliby najzdrowszymi ludźmi na świecie a przecież tak nie jest. Widać to jak na dłoni, jakie problemy lekarze obu płci mają sami z sobą. Ktoś, kto nie umie poradzić sobie z własnym ciałem, nie może być skutecznym lekarzem dla innych. Stara maksyma nadal obowiązuje: medicus cura te ipsum (lekarzu wylecz się sam, jeżeli chcesz być wiarygodny i przekonywający dla swoich podopiecznych). Chodzi także o coś więcej. Lekarze są środowiskiem opiniotwórczym dla społeczeństwa w zakresie zdrowia i powinni świadomie dbać o swój wizerunek. Tymczasem brak sukcesów w walce z własną nadwagą i otyłością, z nałogami wprowadza poważny dysonans na styku lekarz  pacjent. Niefarmakologiczne leczenie cukrzycy nie jest częstym ani popularnym tematem specjalistycznych opracowań. Mówi się o kluczowej roli pielęgniarki diabetologicznej w zespole diabetologicznym, o zawodzie edukatora cukrzycowego, bowiem bez nich nie może być mowy o znaczącym postępie w walce z cukrzycą. Zauważcie, że nawet opiniotwórczy lekarze, gdy są o to pytani, epatują nas ogólnikami i frazesami powszechnie znanymi. Diabeł jak zwykle pogrążony jest w szczegółach. Chcielibyśmy poznać jak oni, liderzy diabetologii radzą sobie z leczeniem dietą i wysiłkiem fizycznym i co to konkretnie znaczy dla ich chory. Kiedy i jak należy postępować, aby osiągać cele lecznicze i zmieniać obiegowe opinie o lekarzach?

 

Tymczasem działa z wielką energią potężne lobby antyzdrowotne, kluby optymalnych, witryny internetowe, blogi – wszystko monotematyczne: jak leczyć tłuszczem zwierzęcym i jajkami, dorzucając do tego od czasu do czasu „lecznicze prądy” (taka polska odmiana neomesmeryzmu). Wszędzie emanuje pseudomedyczny bełkot i cyniczna postawa autorów tych chorych pomysłów na uratowanie zdrowia społeczeństwa. Straszne to, ale prawdziwe, zaściankowość, ciemnogród w połączeniu z misją do spełnienia przez ludzi nawiedzonych, czyli żywieniowe „dance makabr a`la Polonaise”.