Znowu jesteśmy razem, tam bije serce Polski. Zlot gwiaździsty członków kół wszystkich szczebli organizacyjnych do Matki Bożej, Królowej Polski na Jasnej Górze w Częstochowie, zbiegł się w czasie z 30-leciem działania Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Tym razem bez kapelana, staram się wedle mego doświadczenia i wiedzy zbudować jakąś jaźń wspólnotową w modlitwie, rozpamiętywaniu, śpiewach maryjnych: Śliczna Pani, Czarna Madonna, Polskie Kwiaty, Zawsze z Twoim Synem, wreszcie Barka i Apel Powitalny. Nawet tzw. Godzinki – Śpiewy Maryjne, przecież intonacyjnie trudne, bo zbliżone do gregoriany, ku mojemu zdziwieniu znalazły uznanie.
Brakuje nam osoby konsekrowanej, nie ma naszego koncelebranta podczas Mszy Św. i Drogi Krzyżowej na wałach. Wspominam naszych charyzmatycznych duszpasterzy, księży Bujaka, Galińskiego i innych. No cóż, rola świeckich w Kościele wzrasta, to i my nie jesteśmy od innej macochy. Błogosławiony JPII wielokrotnie powtarzał, iż chorzy są „skarbem Kościoła”. Tutaj czujemy się bezpieczni i potrzebni. Mamy sposobność do rozważenia więzi pomiędzy tajemnicą eucharystyczną, rolą Maryi w planie zbawienia i rzeczywistością bólu i choroby człowieka. Chorzy uczą nas być dobrymi, dają nam szansę służby Chrystusowi: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Wiele osób zadaje pytanie o sens chorowania: „Dlaczego ja?”, „Dlaczego cierpię?” Zadając to pytanie w inny sposób: „Dla kogo cierpię?” Znajdziemy pocieszenie i będzie nam lżej w codziennych zmaganiach z chorobą. Poprzez zjednoczenie z Chrystusem i doświadczenie tajemnicy Miłości Krzyża, możemy pomagać innym w akceptacji i odnajdywaniu sensu cierpienia.
Rozglądamy się dookoła, siwe głowy pocztów sztandarowych, szeregi przerzedzone, brak ludzi młodych. Co się z Tobą stało PSD? Każdego chorego z zespołem metabolicznym i chorobą cukrzycową powinna przygarnąć nasza organizacja bez względu na wiek, tam powinien czuć się u siebie. Łączy nas przecież wspólnota nie tylko choroby, ale i wiary. Celem współpracy liderów, wolontariuszy, zdrowych, lżej chorych członków jest dobro pacjentów, motywowanie ich do pracy w procesie leczenia, dawanie nadziei, tworzenie sieci wsparcia, uczenie pozytywnego myślenia.
Proces leczenia cukrzycy i innych schorzeń cywilizacyjnych jest aktem ciągłym. Od momentu pierwszego kontaktu, diagnozy, hospitalizacji po względnie trwałe ustabilizowanie choroby, zabiegi rehabilitacyjne. Chory niepełnosprawny na swej drodze spotyka: lekarzy, pielęgniarki, niższy personel medyczny, pracowników socjalnych, psychologów, wolontariuszy, księży. Wszyscy Oni powinni mieć oparcie w PSD, czerpiąc doświadczenie i oczekując wsparcia. Spostrzegam nawet tutaj, że jesteśmy jak rozsypana mozaika, nie znamy się, nie rozmawiamy, nie ma klimatu koleżeństwa, altruizmu, chęci dawania siebie innym. Mam nadzieję, że z okazji zbliżającego się święta Duch Boży pozwoli nam się zjednoczyć i Polskie Stowarzyszenie Diabetyków znowu będzie spostrzegane jak kiedyś na początku, kiedy byliśmy bardzo biedni a idea tej organizacji dopiero przebijała się do świadomości społecznej. Byliśmy wówczas bardzo biedni a struktury w terenie powstawały dosłownie z niczego, bez jakiejkolwiek bazy materialnej. Był entuzjazm i chęć zaistnienia wspólnotowego, powodowała nami wiara i chęć bezinteresownej pomocy innym. Zwracamy się w błagalnej suplikacji do Jasnogórskiej Pani, za Twoją pomocą wszystko jest możliwe nasza Matko. Możemy być znowu razem.
Na terenie Łodzi i okolic PSD istnieje od 1985 roku. Założycielami i organizatorami byli Henryk Dwojacki, Maria Bartyka, od początku pomagał im Edmund Goździecki. Oni już odeszli do domu Ojca. Z grona moich podopiecznych w ostatnim miesiącu odeszła orędować za nami Lucyna Bojarska. W drodze mieliśmy chwilę modlitewnego wspomnienia o tych wszystkich, którzy mając zasługi dla łódzkiej społeczności diabetyków, doszli kresu swojej doczesnej pielgrzymki.
Nad przebiegiem drogi krzyżowej czuwa wiekowy Ojciec Tomasz Karmelita Bosy z Wadowic, zachęca chorych, niech sami zagospodarują przestrzeń sacrum na stacjach Golgoty posadowionych wzdłuż historycznych murów. Trzeba być blisko ludzi i mieć dla nich czas - to zdaniem księdza kapelana jedna z recept na dobre kapłaństwo wśród chorych. Łza się w oku kręci za czasami, kiedy w gwiaździstym zlocie z całej Polski brali licznie udział kapelani z prawie wszystkich diecezji. Budowali w drodze pątniczy klimat skupienia, sprawowali liturgię, intonowali Maryjne Pieśni, modlitwy, koncelebrowali Mszę Św. Mimo utrudzenia ofiarni w zaspokojeniu naszych duchowych potrzeb. Co się takiego stało, że Was nie ma z nami, nasi kochani kapłani, wówczas, kiedy posługi w skali zbiorowej najbardziej oczekujemy?
Odmawiamy na koniec koronkę różańca do Miłosierdzia Bożego Świętej Faustyny. Jest nam lżej na duszy, bo zdaliśmy sobie sprawę, że nasze chorowanie w jakiś sposób wpisuje się w ofiarę naszego Pana i że w tym pośredniczy Jego Matka, nasza Matka. Jesteśmy ludźmi zawierzenia, mamy ufność, że obietnice Chrystusa są nieodwołalne, a Duch Święty wspiera nas i pozostanie z nami aż do kresu czasu, a nowe pokolenie diabetyków, jeżeli tego zapragnie może liczyć na Jego opiekę. Nie możemy się zamykać na osoby chore i potrzebujące wsparcia, jak nie można uciec od cierpienia i bólu. Świat bez ludzi chorych – choć to brzmi paradoksalnie, byłby światem uboższym o przeżycie ludzkiego współczucia, uboższym o doświadczenie nieegoistycznej miłości. Za nasz trud włożony w pracę na rzecz naszych podopiecznych nie oczekujemy nagrody ani wyróżnień. Poczucie, że kiedyś, kiedy ta chwila nastąpi, otrzymamy za Jej pośrednictwem i za wstawiennictwem błogosławionego Jana Pawła II wszystko to, czego oczekujemy i pragniemy, jest wystarczającym aktem zadość uczynienia dla każdego prawdziwie wierzącego chrześcijanina.