Mój list do naszych chorych. Kiedy lekarz zaleca insulinowanie.

Moi Drodzy

„Raz insulina to zawsze insulina, już nigdy nie będę wolny od codziennego dziurkowania skóry”. To obiegowa opinia, jaką powszechnie prezentujecie. Ona jest nieprawdziwa. Insulina nie uzależnia. Co najmniej 1/3 moich podopiecznych z typem 2 cukrzycy po przełamaniu gluko- (wysokie cukry we krwi) i lipotoksyczności (wysokie trójglicerydy i cholesterol) uwalnia się od insuliny. Wielu moich pacjentów, którzy nigdy nie będą insulinozależni musi ją wstrzykiwać przejściowo w nieprzewidywalnych okolicznościach: poważna infekcja, stan zapalny, operacja itd. Postępowanie zawsze uzgadniamy wspólnie a na początku leczenia jesteście o takich okolicznościach uprzedzeni i nie jest to dla Was zaskoczeniem. Niestety u 2/3 moich pacjentów nie da się uniknąć stosowania insuliny na stałe w monoterapii lub częściej w leczeniu skojarzonym z tabletkami. Mówimy wówczas, że chorzy nasi minęli punkt czasowy w chorowaniu, od którego nie ma już odwrotu od insulinowania a szkoda. Gdyby zgłosili się wcześniej i natychmiast położylibyśmy w planie leczenia nacisk na to, co najważniejsze, czyli pozafarmakologiczne metody: odtłuszczenie ciała poprzez odpowiednie uprofilowanie jedzenia i jego spalania, poprzez codzienny trening mięśniowy to scenariusz chorowania mógłby być inny.

Większość z Was kojarzy zastrzyki z bolesnością i nie może się przełamać. To błąd. Aktualnie używane aplikatory do insuliny tzw. peny (autopen) mają wymienne, silikonowane igły o grubości poniżej milimetra i są tak wyostrzone, że przy zamkniętych oczach chory nie jest w stanie ocenić czy dokonano wkłucia podskórnego (miejsce depozytu insuliny) czy też nie. Dla przełamania uprzedzeń symulujemy cały proces podawania insuliny w moim gabinecie i po wyjściu jeszcze raz repetycja u pielęgniarki diabetologicznej. Chorzy są zaskoczeni, że to nic nie boli, nie piecze, „a w ogóle to małe piwo”.

Są różne sposoby insulinowania, nowoczesne urządzenia techniczne (pompy insulinowe, iniektory, autopeny – urządzenia bardziej lub mniej zaawansowane technicznie), jakie można dostosować do możliwości samodzielnej obsługi przez chorego. Większość moich podopiecznych nawet z dużym upośledzeniem wzroku czy po udarze nabywa umiejętność samoleczenia insuliną. Prawie nigdy nie zgadzamy się na pomoc osób innych w tym zakresie, to koniec z poczuciem autonomii w chorobie.

Różne są rodzaje ludzkich insulin, ich analogów super szybkich czy przeciwnie tych o okołodobowym, bezszczytowym działaniu. Przyznaję, można się w tym zgubić. Po kilku spotkaniach w zespole cukrzycowym chory nie tylko wie, co ma robić, ale także jak się adaptować do ciągle zmieniającego się zapotrzebowania na insulinę i inne leki doustne. Wynika to z orientacji chorego, co jest, na co i jak to mniej więcej to działa. Pozwala to planować dzień, aby w danej sytuacji nie „przeleczyć się czy nie doleczyć”. Dla przykładu: chory, którego następny dzień będzie mobilny bardziej wysiłkowy i zmęczeniowy niż zazwyczaj zmniejszają w tym dniu, co najmniej o 1/3 insulinę i leki doustne. Oczywiście łatwo sobie wyobrazić sytuacje odwrotne. Co więcej, pod te ograniczenia lekowe nieraz trzeba dojeść 2 przekąski w tzw. między czasie w przewidywaniu, że cukry i tak będą spadały. Trzeba to umieć ostro widzieć, podejmować decyzje odważnie i zdecydowanie, zawsze możecie się upewnić u nas, że podjęliście właściwą decyzję adaptacyjną w leczeniu na dany dzień, którego scenariusz często pisze samo życie. Gdy cukry pozostaną stabilne i cele lecznicze nie są naruszane, wówczas do bólu czujecie sens samokontroli i samoleczenia.

Proszę nie protestujcie, gdy po kwartalnej resume Waszego ogólnego stanu zdrowia okaże się, że leczenie musi być intensyfikowane (początek komplikacji odległych czy brak osiągania celów leczniczych). Takie decyzje są negocjacyjne tylko do pewnego stopnia i czasu. Zdarza się, że tego czasu już nie ma i trzeba, jak to mówią, ścisnąć fałdy i leczyć się bardziej systematycznie, precyzyjnie w sposób przewidywalny i powtarzalny z dnia na dzień. Ilość iniekcji musi wzrosnąć do kilku, np. do każdego posiłku i na noc. Czasami warto wziąć pod uwagę leczenie za pomocą pompy do okołodobowego sączenia insuliny pod skórę. W niektórych przypadkach jest to rozwiązanie optymalne. Wówczas to, co było chwiejne i nieprzewidywalne, staje się w pełni kontrolowane. Dystrybucja takich urządzeń w różnej cenie, zależnie od producenta i ilości zabezpieczeń, jest prosta i moim zdaniem na każdą kieszeń, jeżeli wziąć pod uwagę warunki płatności, jakie można wynegocjować. Urządzenie takie zostaje bez zapłaty przekazane na okres próby do używania za pośrednictwem zespołu leczącego, po czym po 1-2 miesiącach chory sam decyduje czy chce takiej formy leczenia. Chętnie wezmę za to odpowiedzialność i Wy sami proszę domagajcie się takiej opcji próbnej w okolicznościach, kiedy spostrzegacie, że z wyrównaniem Waszej cukrzycy nie jest dobrze.

Oczywiście, kij ma dwa końce. Z jednej strony po wdrożeniu insulinowania poprawia się Wasz metabolizm i samopoczucie a dobry stan zdrowia zaczyna się utrwalać. Z drugiej strony brak opanowania tego nowego „rzemiosła” może skutkować przyrostem masy ciała i napadami niedocukrzeń, czyli hipoglikemii. Ten ostatni wątek z grubsza naszkicowałem w osobnym doniesieniu, ale w miarę Waszych pytań i dociekliwości będę ten temat rozwijał. Najczęściej hipoglikemia jest skutkiem podstawowych błędów i nieprzestrzegania „insulinowego prawa jazdy” przez chorych. Wspólnie to przełamiemy, nie lękajcie się proszę decyzji o insulinowaniu.

Oczywiście po rozpoczęciu insulinowania apetyt wzrasta, wszak „niskie cukry wołają jeść”, od czego wszakże Wasza głowa na karku, czyli myślenie. To wszystko zmienia się w czasie rzeczywistym z dnia na dzień a Waszą rolą jest podążać z leczeniem tym śladem w oparciu o praktyczną wiedzę wizualizowaną przy okazji każdej wizyty, bo przecież nie o samo mówienie tu chodzi. Zrównoważone leczenie polega na umiarkowanym zbijaniu cukrów we krwi w takim stopniu, że nie powoduje to wilczego głodu. To całe leczenie, jeżeli jest adekwatne do jedzenia i spalania (wysiłek mięśniowy) wbrew stereotypom wcale nie wpycha w otyłość. Wymaga to wszakże pewnych wyrzeczeń, zrewidowania dotychczasowych przyzwyczajeń i preferencji podniebiennych a także spłaszczania cukrów poposiłkowych przez zaangażowanie do pracy mięśni ciała. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach i tu zaczynają się problemy, razem możemy to rozwiązać, zapewniam.

Ta cała mitręga z insuliną i tabletkami na czas, samokontrolą, jedzeniem, wysiłkiem fizycznym, zaplanowaniem tego leczenia wedle godzin dnia czuwania to trudne i łatwe jednocześnie, zależnie, jak kto do tego podchodzi. Jak już Wiecie w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż tylko zyskanie dobrego samopoczucia i powrotu sił do normalnego życia. Chodzi o stępienie postępu choroby w takim stopniu, aby na starość życie nie było dla nikogo gehenną i jednym wielkim cierpieniem z powodu: ślepoty, amputacji, kolejnych zawałów czy udarów. Jeżeli tak będziemy myśleć o tym leczeniu a odpowiedzialność za nie rozłożymy na obie strony Was samych i zespół leczniczy, to te wszystkie komplikacje są jak najbardziej do uniknięcia. Tego możecie być pewni, to Wasz organizm, Wasze życie, realizujcie je zgodnie z Waszym scenariuszem pisanym przez życzenia, jakie przy różnych okazjach są Wam składane przez osoby bliskie i życzliwe.

Zapisujcie się do najbliższych terenowych kół Polskiego Stowarzyszenie Diabetyków, w skrócie PSD, tam otrzymacie wsparcie w szerokim tego słowa znaczeniu. Miną miesiące a sami dzięki zapanowaniu nad własną chorobą staniecie w potrzebie jako wolontariusze, zgodnie ze statutem naszej organizacji, aby nieść pomoc innym naszym członkom, którzy nie mogą przyjść do PSD czy lecznicy. To Was uskrzydli, zapewniam, we własnych oczach zobaczycie siebie lepszymi i szlachetniejszymi, tak jak w istocie na to zasługujecie. Gdy rokrocznie pielgrzymujemy pod sztandarami lekarza Św. Łukasza do Sanktuarium Narodowego do ostatniej instancji leczniczej Pani Jasnogórskiej to jesteśmy dumni z naszych dokonań, jednocześnie w akcie pokuty bijemy się w piersi i prosimy o przebaczenie za uchybienia i słabości nie tylko w leczeniu. Wszak wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, nieprawdaż?

Wasz Diabetolog Zygmunt Trojanowski